Dwa oczka Pellegrino

Solo dos… | fot. marca.com

Dwa punk­ty. Tyle po dwóch meczach nowe­go sezo­nu zapi­sa­ła na kon­cie dru­ży­na Mau­ri­cio Pel­le­gri­no. Z jed­nej stro­ny naj­gor­szy start od 1999 roku, z dru­giej wciąż wiel­kie nadzie­je zwią­za­ne z przy­by­ciem Argen­tyń­czy­ka na ław­kę tre­ner­ską. Nie­wąt­pli­wie ma on ogrom­ny kre­dyt zaufa­nia u kibi­ców, ale, jak już wie­lu się prze­ko­na­ło, na Mestal­la kre­dyt zaufa­nia wyczer­pu­je się bar­dzo szyb­ko.

Dwa oczka, a rów­nie dobrze mógł­by być ich kom­plet. Nie­uzna­na, praw­do­po­dob­nie pra­wi­dło­wo zdo­by­ta bram­ka Sol­da­do na Ber­na­beu i zupeł­nie głu­pie stra­ce­nie dwu­bram­ko­wej prze­wa­gi w meczu z Depor – te dwie sytu­acje zade­cy­do­wa­ły, że Pel­le­gri­no jest bar­dziej pod wozem niż na nim.

Czy­taj dalej

Więźniowie własnego sukcesu

Nie­wie­lu doce­ni­ło jego udział w uczy­nie­niu Valen­cii naj­lep­szym klu­bem spo­za pro­wa­dzą­cej dwój­ki. Jeśli nie zasta­na­wia­ją się nad tym teraz, być może przyj­dzie na to czas w przy­szło­ści  – pisze Sid Lowe w „Guar­dia­nie”.

Wszyst­ko ukła­da­ło się wyjąt­ko­wo pomyśl­nie. W czwart­ko­wy wie­czór, zanim na zega­rze upły­nę­ła godzi­na, wpa­ko­wa­li do siat­ki czte­ry gole; czte­ry dni póź­niej strze­li­li następ­ne dwa jesz­cze przed prze­rwą. Mimo to czwar­tek i nie­dzie­la zakoń­czy­ły się dono­śny­mi gwiz­da­mi. Tydzień skoń­czył się bucze­niem i wyma­chi­wa­niem bia­ły­mi chu­s­tecz­ka­mi. Tym­cza­sem w sali kon­fe­ren­cyj­nej ocze­ki­wa­no i zasta­na­wia­no się. Minę­ło pół godzi­ny, trzy kwa­dran­se, godzi­na, wię­cej. Kie­dy Unai Eme­ry naresz­cie się poja­wił, został zapy­ta­ny o to, gdzie się podzie­wał. Odrzekł, że pre­zy­dent chciał się z nim widzieć, żądał wyja­śnień. To nie mogło dłu­żej  trwać. „To”, czy­li kon­se­kwent­ne prze­wo­dze­nie innej lidze hisz­pań­skiej – tej, w któ­rej mogą rywa­li­zo­wać dru­ży­ny poza Realem Madryt i Bar­ce­lo­ną.

Czy­taj dalej