Kim jest Tomek Merchut?

Antyfan Barcelony, Chelsea,Interu, Realu i wszystkiego co uznawane jest za "galaktyczne". Od 2000 roku zagorzały kibic "Nietoperzy" z Walencji. Amator dziennikarstwa. Znany również jako Ediss. Pisze bloga Prawym Skrzydłem.

Valencia najlepsza od lat

Valencia najlepsza od lat

Na począt­ku był cha­os – jak zwy­kle zresz­tą w Valen­cii. Choć Unai Eme­ry w przy­zwo­ity spo­sób dopro­wa­dził zespół do, wyglą­da­ne­go z utę­sk­nie­niem szcze­gól­nie przez klu­bo­we­go księ­go­we­go, trze­cie­go miej­sca na mecie ligo­we­go sezo­nu 2010/2011, a w swo­im debiu­cie w Cham­pions League zapre­zen­to­wał się z co naj­mniej solid­nej stro­ny, nowe­go kon­trak­tu nijak nie mógł być pewien. Nie mógł, bo sam żad­nej pew­no­ści nie dawał.

Co praw­da w cza­sie trzy­let­nie­go poby­tu na Esta­dio Mestal­la, a jak­że, roz­wi­nął się jako szko­le­nio­wiec nie­by­wa­le, z ide­ali­sty prze­po­czwa­rzył w fachow­ca pra­wie peł­ną gębą, lecz wciąż zda­rza­ło mu się zawieść. Spo­ra­dycz­nie, ale jed­nak, na wieść o per­so­nal­nych decy­zjach i tak­tycz­nych impro­wi­za­cjach Baska, reszt­ki wło­sów ze swej i tak zafra­so­wa­nej gło­wy rwać musiał pre­zy­dent Llo­ren­te, a tak być nie mogło.

Czy­taj dalej

Drugi krok

Muzycz­ne hity lata nie żyją zbyt dłu­go. Ich okres przy­dat­no­ści do spo­ży­cia spra­wia, że cie­szy­my nimi ucho przez sto­sun­ko­wo krót­ki okres cza­su. Jego zna­mię odci­ska się jed­nak nie tyl­ko na muzy­ce, ale tak­że na ludziach, cze­go przy­kła­dem mogą być, co ponie­któ­rzy pił­ka­rze. Dziś boha­te­ro­wie, jutro wiel­cy prze­gra­ni.

Minio­ny sezon przy­niósł euro­pej­skie­mu fut­bo­lo­wi wie­lu zawod­ni­ków, któ­rzy cza­ro­wa­li kibi­ców swo­imi umie­jęt­no­ścia­mi, jed­nak już w roz­gryw­kach 2009/10 wca­le nie muszą powtó­rzyć ostat­nich osią­gnięć. Do tej gru­py – krzyw­dzą­cej, acz­kol­wiek uza­sad­nio­nej – moż­na zali­czyć Andre-Pierre’a Gigna­ca, kró­la strzel­ców Ligue 1, Achil­le Ema­nę, motor napę­do­wy Beti­su Sevil­la, prze­bo­jo­we­go Ste­pha­ne Ses­se­gno­na, czy wido­wi­sko­we­go Veda­da Ibi­se­vi­ca. Pro­gno­zy dla wspo­mnia­nych zawod­ni­ków nie są opty­mi­stycz­ne, bowiem od daw­na wia­do­mo, że w zawo­do­wym fut­bo­lu, wbrew popu­lar­nej pio­sen­ce, naj­trud­niej sta­wia się dru­gi krok, a histo­ria pił­ki noż­nej i to ta nie­zbyt odle­gła, dosko­na­le zna wie­lu boha­te­rów jed­nej akcji.

Kie­dy w 1994 roku cały świat goto­wał się do roz­gry­wa­ne­go w USA mun­dia­lu, wśród eks­per­tów pano­wa­ła zgod­na opi­nia na temat poten­cjal­nych gwiazd impre­zy. Sto­ich­kov, Hagi czy Bebe­to fak­tycz­nie błysz­cze­li, jed­nak ponad nich wybił się, niko­mu wcze­śniej, ani też póź­niej nie­zna­ny Rosja­nin Oleg Salen­ko, jedy­ny gracz w histo­rii mun­dia­li, któ­ry zdo­był pięć bra­mek w jed­nym spo­tka­niu (Rosja-Kame­run 6–1). Wyda­rze­nie to nie obe­szło się bez echa, bowiem tuż po tur­nie­ju Salen­ko tra­fił do Valen­cii – co inne­go, że miej­sca tam nie zagrzał i w poszu­ki­wa­niu anga­żu, w roku 2000 tra­fił do Pogo­ni Szcze­cin.

Wspo­mnia­na Valen­cia nie ma z resz­tą szczę­ścia do tego typu trans­fe­rów, gdyż udzia­łem Los Ches sta­ło się wie­le trans­ak­cji wąt­pli­wej jako­ści. Przy­kła­dem tego może być Hugo Via­na. Por­tu­gal­czyk uho­no­ro­wa­ny w 2002 roku pre­sti­żo­wym tytu­łem Euro­pe­an Young Foot­bal­ler of the Year to autor­ski pro­dukt szkół­ki pił­kar­skiej Spor­tin­gu Lizbo­na. Co praw­da o jako­ści zawod­ni­ków wycho­wa­nych na Esta­dio Jose Alva­la­de nie trze­ba niko­go prze­ko­ny­wać, bowiem takie nazwi­ska jak Luis Figo, Simao Sabro­sa czy Cri­stia­no Ronal­do bro­nią się same, jed­nak Via­na nie potra­fił pod­trzy­mać chlub­nych tra­dy­cji Aca­de­mia de Alco­che­te. Dziś ten środ­ko­wy pomoc­nik, za któ­re­go New­ca­stle było kie­dyś w sta­nie wydać 12 milio­nów euro, odci­na coraz to krót­sze kupo­ny od daw­ne­go suk­ce­su, sie­dząc przy tym wygod­nie na ław­ce rezer­wo­wych Esta­dio Mestal­la.

O Salen­ce i Via­nie nie pamię­ta nikt, tak samo jak nikt nie pamię­ta, utwo­rów, któ­re kró­lo­wa­ły na par­kie­tach dys­ko­tek, w latach, kie­dy odno­si­li oni suk­ce­sy. Czy podob­ny los cze­ka boha­te­rów sezo­nu 2008/09? Oby nie, bo to napraw­dę inte­re­su­ją­cy zawod­ni­cy, któ­rzy mogą roz­wi­nąć się w zaska­ku­ją­cy spo­sób.

Podsumowanie roku 2008

Prze­dziw­ny był to rok. Pełen skraj­nie róż­nych emo­cji, nie­kon­tro­lo­wa­nych zwro­tów akcji oraz oba­wy o losy uko­cha­nych Nie­to­pe­rzy. Wła­śnie w roku 2008, jak jeden mąż prze­kli­na­li­śmy Ronal­da Koema­na za czyst­kę, jaką prze­pro­wa­dził w kadrze zespo­łu, aby zaraz potem cie­szyć się z pierw­sze­go od wie­lu lat tro­feum, jakie pił­ka­rze Valen­cii zdo­by­li wła­śnie pod jego wodzą. To w 2008 roku jed­ne­go dnia żąda­li­śmy gło­wy, znie­na­wi­dzo­ne­go Juana Sole­ra, by inne­go dnia oba­wiać się o przy­szłość Valen­cii pod wodzą inne­go Juana Wizjo­ne­ra.… Vil­la­lon­gi, któ­ry przy­cho­dząc na Mestal­la z pla­nem rato­wa­nia zadłu­żo­ne­go klu­bu, gotów był pozbyć się El Guaje i El Cana­ri­to. To przez spe­ku­la­cje doty­czą­ce wła­śnie tych dwóch gra­czy, więk­szość zwo­len­ni­ków „Ches” nie mogła spo­koj­nie zmru­żyć oczu, w oba­wie prze ich odej­ściem z klu­bu. W kon­se­kwen­cji cie­szy­li­śmy się ich kon­cer­to­wą grą na EURO 2008 oraz asy­gno­wa­niem nowych kon­trak­tów. W koń­cu, to rok 2008 przy­niósł eska­la­cję pro­ble­mów klu­bu w posta­ci poważ­nych kło­po­tów finan­so­wych oraz dał nam oso­bę Unai Emery’ego, z któ­rym więk­szość kibi­ców Ches (a przy­naj­mniej ja) wią­że nadzie­je na lep­sze jutro. Jutro peł­ne suk­ce­sów, któ­re wynio­są Valen­cię na pie­de­stał euro­pej­skie­go fut­bo­lu, któ­ry kie­dyś zupeł­nie nale­ży­cie zaj­mo­wa­ła.

Rok 2008 zaczął się nie bez pro­ble­mów i już po kil­ku pierw­szych dniach stycz­nia, nawet nie­zo­rien­to­wa­ny w wewnętrz­nej sytu­acji klu­bu, obser­wa­tor mógł stwier­dzić: „Jest źle, a będzie jesz­cze gorzej”. Co praw­da Koema­na wraz z urzę­du­ją­cym jesz­cze Sole­rem, zapew­ni­li kibi­com nowo­rocz­ny pre­zent w posta­ci Eve­ra Bane­gi, jed­nak jak to zwy­kle bywa w przy­pad­ku kup­na na tzw. „ostat­nią chwi­lę”, nowy naby­tek nie­zbyt wpa­so­wał się do zespo­łu. Co praw­da zaraz po przy­by­ciu do Walen­cji, Ever moc­no zaak­cen­to­wał swo­ją obec­ność, udzia­łem w afe­rze ero­tycz­nej, jed­nak patrząc na póź­niej­szy wkład Bane­gi w grę zespo­łu i sto­su­nek tego wkła­du do kwo­ty, jaka zosta­ła prze­la­na na kon­to Boca Juniors, docho­dzę do nie­od­par­te­go wnio­sku: Ero­tycz­ne show, wąt­pli­wej jako­ści za 18 mln euro? NIE – dzię­ku­ję”.

I o ile nie­któ­rym może się wyda­wać, iż zacho­wa­nie mło­de­go Argen­tyń­czy­ka godzi­ło w dobre imię klu­bu, to w rze­czy­wi­sto­ści wybryk Bane­gi nie sta­no­wi­ła nawet czub­ka góry lodo­wej, z któ­rą nie­ba­wem zde­rzyć się mia­ła dowo­dzo­na przez kapi­ta­na Sole­ra, Valen­cia. Sko­ja­rze­nie mary­ni­stycz­ne nie jest tu bez­za­sad­ne, bo gdy przy­pa­trzy­my się wyda­rze­niom z pokła­du toną­cej Valen­cii moż­na dojść do wnio­sku, że sytu­acje, jakie mia­ły dopie­ro nastą­pić przy­po­mi­na­ją do złu­dze­nia bunt mary­na­rzy na dowo­dzo­nej przez kpt. Jac­ka Spar­ro­wa, „Czar­nej Per­le”. Przejdź­my jed­nak do meri­tum.… Lawi­nę stycz­nio­wych wypad­ków zapo­cząt­ko­wa­ło wystą­pie­nie Davi­da Albel­dy, któ­ry nie kry­jąc wzru­sze­nia na jed­nej z kon­fe­ren­cji pra­so­wych, „gdzieś pomię­dzy sło­wa­mi” zdo­łał zażą­dać od „uko­cha­ne­go klu­bu”… odszko­do­wa­nia. Aby tego było mało, dotych­cza­so­wy kapi­tan Nie­to­pe­rzy stwier­dził, iż ranę na jego „bia­ło-czar­nym” ser­cu, z tru­dem, ale jed­nak będzie w sta­nie zała­go­dzić kwo­ta… 60 mln euro. Na reak­cję ze stro­ny oto­cze­nia nie trze­ba było cze­kać zbyt dłu­go, bo oto jesz­cze w stycz­niu przez spo­łecz­ność kibi­ców Ches prze­to­czy­ła się potęż­na fala nie­za­do­wo­le­nia z rzą­dów obec­ne­go pre­ze­sa oraz pra­cy tre­ne­ra. Coraz gło­śniej­sze sta­wał się gło­sy: „Koeman y Soler – vete ya!”. W pro­te­ście wzię­li udział nie tyl­ko tem­pe­ra­ment­ni Hisz­pa­nie, lecz tak­że, co może z pozo­ru dzi­wić, opa­no­wa­ni Japoń­czy­cy, któ­rzy nie wytrzy­ma­li zamie­sza­nia wokół klu­bu spod zna­ku.… Toyo­ty i tak­że zażą­da­li rezy­gna­cji ze stro­ny Sole­ra. Ten począt­ko­wo spo­koj­ny, widząc falę nara­sta­ją­cej agre­sji wśród kibi­ców oraz zda­jąc sobie spra­wę z fak­tu, iż wid­mo spad­ku do Segun­da Divi­sion może się ziścić, w koń­cu uległ pre­sji odda­jąc wła­dzę trzem wice­dy­rek­to­rom – Mor­tie­mu, More­rze i Salo­mo­wi.

Począ­tek nowe­go mie­sią­ca (lute­go) przy­niósł, więc nowe nadzie­je. Roz­bu­dze­niu ambi­cji sprzy­jał fakt, iż dowo­dzo­nej przez Koema­na dru­ży­nie uda­ło się odnieść pierw­sze od 3 mie­się­cy i jak­że ocze­ki­wa­ne ligo­we zwy­cię­stwo. Zwy­cię­stwo i to nie nad byle kim, bo nad samym Realem… Val­la­do­lid. Po bram­kach Juana Maty i Vil­li, Koeman począł gło­sić jako­by od tej pory Valen­cia zmie­rza pro­sta dro­gą do miej­sca dają­ce­go pra­wo gry w LM. O tym, że dro­ga nie była wca­le pro­sta, a wręcz prze­ciw­nie, co chwi­lę uroz­ma­ica­ły ją prze­róż­ne „zakrę­ty losu” dosko­na­le pamię­ta­my (a kto nie pamię­ta niech przy­po­mni sobie po lek­tu­rze owe­go tek­stu).

Pozba­wio­ny wiel­kie­go zwo­len­ni­ka (sło­wo „wiel­kie­go” uży­te jest tutaj dosłow­nie i w prze­no­śni) w oso­bie Juana Sole­ra, Ronald Koeman nie zna­lazł uzna­nia w oczach odpo­wie­dzial­ne­go za aspek­ty spor­to­we, Rafa­ela Salo­ma, co jesz­cze bar­dziej pod­ko­pa­ło i tak już nie­sta­bil­ną pozy­cję Holen­dra w zespo­le. Wte­dy jed­nak dosyć nie­ocze­ki­wa­nie pomoc­ną dłoń wycią­gną do nie­go nie, kto inny, jak Ame­deo Car­bo­ni. Włoch stwier­dził, że kry­zys nie jest wyni­kiem dzia­łal­no­ści Koema­na, gdyż już za jego cza­sów, kie­dy peł­nił w Valen­cii rolę dyrek­to­ra spor­to­we­go, docho­dzi­ło do nie­po­ko­ją­cych zacho­wań w szat­ni, gdzie ponoć to Albel­da i Cani­za­res, a nie Quique Flo­res mie­li mieć naj­więk­szy wpływ na posta­wę zespo­łu. Moż­na było się spo­dzie­wać, iż tak boga­ty w róż­ne, dziw­ne wyda­rze­nia mie­siąc musi zakoń­czyć się moc­nym akcen­tem i tak też się sta­ło. Oto Migu­el, (któ­re­go po zeszłym sezo­nie więk­szość kibi­ców spi­sa­ła na stra­ty) oraz Manu­el Fer­nan­des (spi­sa­ny na stra­ty zanim tak napraw­dę zdo­łał potwier­dzić swo­je moż­li­wo­ści) zosta­li uka­ra­ni za dys­ko­te­ko­we eks­ce­sy, któ­rych dopu­ści­li się w jed­nych z noc­nych klu­bów w Walen­cji. Zawod­ni­cy musie­li wpła­cić do kasy klu­bu po 40 tys. euro grzyw­ny, co sta­no­wi naj­wyż­szą, wymie­rzo­ną przez klub karę. I pomy­śleć, że praw­dzi­wa burza mia­ła dopie­ro nadejść…

Bo mło­dzież musi się wysza­leć’. Patrząc z per­spek­ty­wy cza­su wła­śnie to mot­to było sztan­da­ro­wym hasłem, Eve­ra Bane­gi, któ­ry nie­co ponad mie­siąc po swo­im eks­hi­bi­cjo­ni­stycz­nym wystę­pie w „sie­ci” znów przy­po­mniał o sobie sze­ro­kie­mu gro­nu kibi­ców Valen­cii, któ­rzy nie mie­li oka­zji poznać go zbyt dobrze. Tym razem Bane­ga demon­stro­wał na uli­cach Walen­cji swój talent w jeź­dzie autem na tzw. „podwój­nym gazie”. Być może była to gene­ral­na pró­ba przed tego­rocz­ną edy­cją raj­du Dakar, któ­ry odbę­dzie się w Argen­ty­nie, ojczyź­nie mło­de­go pił­ka­rza. Odpo­wie­dzi nie pozna­my, choć wyda­je mi się, że mogła­by się oka­zać dużo bar­dziej pro­za­icz­na.

Poza Bane­gą, mar­co­we czo­łów­ki gazet infor­mo­wa­ły nas o pro­ce­sie Albel­dy, któ­ry w kon­se­kwen­cji zakoń­czył się ugo­dą oraz o poten­cjal­nych nego­cja­cjach, jakie Soler miał pro­wa­dzić z samym The Spe­cial One, Jose Mourin­ho. Marzec przy­niósł tak­że popra­wę wyni­ków spor­to­wych, cze­go dobit­nym przy­kła­dem jest awans Valen­cii do fina­łu Copa del Rey oraz poko­na­nie, tym razem madryc­kie­go, Realu na Ber­na­beu. Punk­tem zwrot­nym był jed­nak 12 dzień mar­ca, kie­dy to hisz­pań­skie ser­wi­sy prze­ści­ga­ły się w donie­sie­niach o rezy­gna­cji ze sta­no­wi­ska Juana Sole­ra. Znie­na­wi­dzo­ny pre­zy­dent wła­dzę oddał w ręce, Agu­sti­na More­ry, któ­ry oka­zał się jed­nak mario­net­ką w rękach „Wiel­kie­go Juana”.

Przyj­mu­jąc, iż ‘zima’ koja­rzyć się będzie z nega­tyw­ny­mi odczu­cia­mi, a lato odzwier­cie­dlać będzie pozy­ty­wy, mie­siąc kwie­cień moż­na opi­sać dobrze wszyst­kim zna­nym, ludo­wym powie­dze­niem: „Kwie­cień ple­cień, bo prze­pla­ta.…”. Prze­pla­tał i to inten­syw­nie. Już pierw­sze­go dnia kwiet­nia do wia­do­mo­ści publicz­nej poda­na zosta­ła infor­ma­cja zatrwa­ża­ją­ca – koniec VCF.pl ! Na szczę­ście infor­ma­cja oka­za­ła się jedy­nie pri­ma april­li­so­wym żar­tem redak­cji. Aby zbi­lan­so­wać nie­po­kój wywo­ła­ny poten­cjal­nym znik­nię­ciem z sie­ci ser­wi­su VCF.pl, kwie­cień zafun­do­wał nam naj­więk­szy od kil­ku lat suk­ces pił­ka­rzy Valen­cii – zdo­by­cie Pucha­ru Kró­la. Suk­ces nale­ży o tyle doce­nić, gdyż wła­śnie z nada­nia Pucha­ru Kró­la w obec­nym sezo­nie Valen­cia może brać udział w roz­gryw­kach Pucha­ru UEFA. Aby zacho­wać bie­gu­no­wość zda­rzeń, zaraz po trium­fie, nad Geta­fe, Nie­to­pe­rze poka­za­ły „kla­sę” prze­gry­wa­jąc, ba! Kom­pro­mi­tu­jąc się w meczu z Ath­le­tic Bil­bao (przyp. San Mames, 5:1). Co było dalej? Ano… Nie ma tego złe­go, co nie wyszło­by na dobre. Jeśli zespół noto­rycz­nie prze­gry­wa, odpo­wie­dzial­ność ponieść powi­nien tre­ner. I poniósł. 22 Kwiet­nia to dzień, w któ­rym w Valen­cii nie było już Sole­ra a na bez­ter­mi­no­we waka­cje zosta­li wysła­ni tak­że Koeman, Bake­ro, Bru­ins oraz Ruiz. Naj­kró­cej na bez­ro­bo­ciu pozo­sta­wał Bru­ins, któ­ry zna­lazł angaż w Polo­nii War­sza­wa ! Tak, tej Polo­nii, w któ­rej roz­bły­sła gwiaz­da Oli­sa­de­be, tej Polo­nii, któ­ra latem weszła w mariaż z Groc­li­nem. Czyż­by dopie­ro w War­sza­wie, spec od tak­ty­ki, za jakie­go w mnie­ma­niu Koema­na, ucho­dził Bru­ins, zna­lazł ‚odpo­wied­ni roz­miar kape­lu­sza’?

Gdy kwie­cień dobiegł koń­ca, a wraz z nim koń­ca dobiegł ‘valen­ciań­ski’ etap karie­ry wspo­mnia­nych panów, moż­na było się spo­dzie­wać, iż dycho­to­mia nastro­jów ule­gnie zni­we­lo­wa­niu. O ile w przy­pad­ku spor­to­wym po zwol­nie­niu Koema­na wszyst­ko zaczę­ło iść w dobrym kie­run­ku, o tyle na niwie orga­ni­za­cyj­nej zamie­sza­nie dopie­ro się­ga­ło swo­je­go apo­geum. Maj był mie­sią­cem, w któ­rym miej­sce mia­ło wie­le klu­czo­wych wyda­rzeń, któ­re w przy­szło­ści mia­ły w mniej­szym lub więk­szym stop­niu deter­mi­no­wać dzia­łal­ność klu­bu. Sądzą­cy się o zadość uczy­nie­nie ze stro­ny klu­bu, Albel­da ofi­cjal­nie wyco­fał pozew prze­ciw­ko Valen­cii (z per­spek­ty­wy cza­su wyda­je się, iż pro­ces miał być jedy­nie mani­fe­stem prze­ciw­ko decy­zjom o zatrzy­ma­niu w klu­bie Ronal­da Koema­na, a nie wymie­rzo­nym bez­po­śred­nio w klub postę­po­wa­niem sądo­wym), pod­pi­sa­ny został kon­trakt z nowym spon­so­rem klu­bu, Valen­cia Expe­rien­ce, któ­ry oka­zał się być jed­nak nie­wy­pła­cal­nym kon­tra­hen­tem (podob­nie jak kie­dyś mia­ło to miej­sce z Metro Red), na budo­wie Nuevo Mestal­la miał miej­sce tra­gicz­ny wypa­dek, w kon­se­kwen­cji, któ­re­go śmierć ponio­sło czte­rech pra­cow­ni­ków budo­wy. Pomi­mo tak istot­nych zda­rzeń, za klu­czo­we nale­ży uznać to z 22 dnia maja. Wte­dy to koń­ca dobie­gła tele­no­we­la zwią­za­na z obsa­dą sta­no­wi­ska tre­ne­ra. Pro­po­zy­cje doty­czą­ce oso­by szko­le­niow­ca były prze­róż­ne, cel jeden: „Zna­leźć nowe­go Beni­te­za”. Z racji fak­tu, iż poszu­ki­wa­ny tre­ner miał być kopią cie­szą­ce­go się na Mestal­la wiel­ką sła­wą Rafa­ela, w pierw­szej kolej­no­ści odpadł Jose Mourin­ho. Tłu­ma­cze­nia są róż­ne, jed­nak ja ogra­ni­czę się do dwóch, z któ­rych Wy wybierz­cie sobie to, któ­re bar­dziej pasu­je waszym poglą­dom:

1) Jose „The Spe­cial One” Mourin­ho z racji swo­jej „wyjąt­ko­wej wyjąt­ko­wo­ści” nie chciał, by widzia­no w nim jedy­nie nowe­go Beni­te­za zamiast jego wła­snej, wybit­nej oso­by (dosyć nacią­ga­ne tłu­ma­cze­nie, gdyż sam fakt zatrud­nie­nia szko­le­niow­ca pokro­ju Mourin­ho był­by wyda­rze­niem w ostat­nich latach bez pre­ce­den­su)

2) Valen­cia nigdy nie kon­tak­to­wa­ła się z Mourin­ho, a nawet, jeże­li taki kon­takt nastą­pił nie była w sta­nie spro­stać wyma­ga­niom Por­tu­gal­czy­ka.

W rze­czy­wi­sto­ści poten­cjal­ne zatrud­nie­nie Mourin­ho było jedy­nie roz­dmu­cha­ną plot­ką, któ­rą kibi­ce pre­zen­tu­ją­cy „myśle­nie życze­nio­we” wynie­śli do ran­gi ofi­cjal­ne­go komu­ni­ka­tu, co nie zmie­nia fak­tu, iż ów fakt zasłu­żył sobie na umiesz­cze­nie go w rocz­nym pod­su­mo­wa­niu, gdyż bar­dzo cie­ka­wym (choć powta­rzam – „nie­re­al­nym”) zja­wi­skiem był­by widok Wiel­kie­go Mou na ław­ce tre­ner­skiej Esta­dio Mestal­la. Powróć­my jed­nak do meri­tum tema­tu.

Muro­wa­nym kan­dy­da­tem do obję­cia sta­no­wi­ska w pew­nym momen­cie zda­wał się być Mar­ce­li­no Gar­cia Toral. Tre­ner Racin­gu San­tan­der był już „po sło­wie” z wszyst­ki­mi oso­ba­mi odpo­wie­dzial­ny­mi za jego prze­no­si­ny na Mestal­la, kie­dy nie­spo­dzie­wa­nie posta­no­wił zre­zy­gno­wać. Powo­dem miał być, fakt, iż wła­dze Valen­cii nie były w sta­nie zagwa­ran­to­wać Mar­ce­li­no środ­ków finan­so­wych na reali­za­cję swo­jej wizji budo­wa­nia zespo­łu, przez co Mar­ce­li­no przy­jął ofer­tę pra­cy w tyl­ko dru­go­li­go­wym Realu Sara­gos­sa. Kło­po­ty finan­so­we nie odstra­szy­ły inne­go kan­dy­da­ta, Unai Emery’ego. Szko­le­nio­wiec rewe­la­cji ubie­gło­rocz­nych roz­gry­wek, Alme­rii zgo­dził się przy­jąć pro­po­zy­cję pra­cy na Mestal­la, cze­go efek­tów jeste­śmy dziś świad­ka­mi. W spra­wie Emery’ego war­to dodać kil­ka słów (słów jak naj­bar­dziej subiek­tyw­nych). Otóż pomi­mo mło­de­go jak na tre­ne­ra wie­ku, jest oso­bą zna­ko­mi­cie wpa­so­wu­ją­cą się w pił­kar­ską rze­czy­wi­stość. Pro­fe­sjo­na­lizm i zaan­ga­żo­wa­nie czy­nią z Emery’ego oso­bę nie­zwy­kle wyma­ga­ją­cą wzglę­dem swo­ich współ­pra­cow­ni­ków, co czy­ni go ide­al­nym kan­dy­da­tem na sta­no­wi­sko tre­ne­ra Valen­cii, a dziś nie wiem czy oddał­bym Emery’ego w zamian za ‘zma­nie­ro­wa­ne­go’ angiel­skim fut­bo­lem, Rafa­ela Beni­te­za*. God­na uwa­gi jest też data zakon­trak­to­wa­nia Emery’ego. 22 kwiet­nia z klu­bu odszedł naj­gor­szy tre­ner w jego histo­rii, Ronald Koeman, czy dokład­nie mie­siąc po tym zda­rze­niu, tj. 22 maja, dzia­ła­cze Valen­cii pod­pi­sa­li kon­trakt z tre­ne­rem naj­wy­bit­niej­szym? Sobie i wam życzę tego z całe­go ser­ca.

Czer­wiec był boga­ty, nie tyle w wyda­rze­nia, co w spe­ku­la­cje. Oczy­wi­ście nie moż­na zapo­mnieć o zdo­by­tym przez Hisz­pa­nów, zło­tym meda­lu mistrzostw Euro­py (przy wal­nym udzia­le Valen­cia­ni­stas – Vil­li, Silvy, Mar­che­ny oraz Albio­la), czy powo­ła­niu Juana Vil­la­lon­gi na sta­no­wi­sko kie­row­ni­ka klu­bu, jed­nak jak to zwy­kle bywa w okre­sie waka­cyj­nym, na pierw­szy plan wysu­wa­ją się trans­fe­ry. Te doko­na­ne elek­try­zo­wa­ły nas w mniej­szym stop­niu, gdyż Valen­cię wzmoc­nił jedy­nie powra­ca­ją­cy z wypo­ży­cze­nia do Geta­fe, Pablo Her­nan­dez oraz bra­zy­lij­ski bram­karz Inter­na­cio­na­lu, Renan. Znacz­nie wię­cej emo­cji poja­wi­ło się, jak zwy­kle ma to miej­sce, w przy­pad­ku licz­nych spe­ku­la­cji, któ­re łączy­ły Valen­cię z prze­róż­ny­mi pił­ka­rza­mi. Cza­sa­mi trans­fe­ry mia­ły szan­sę dojść do skut­ku, cza­sa­mi nie było takiej moż­li­wo­ści. Wymie­nię tyl­ko kil­ka nazwisk, aby­ście sami oce­ni­li, czy wspo­mnia­ni zawod­ni­cy rze­czy­wi­ście byli­by dziś potrzeb­ni: Guiza, Gomis, Jose­mi, Oldo­ni, Meire­les, Bru­no, Palop, Fred, Mili­to, Lisan­dro Lopez, Kal­l­strom, Zapa­ter, Zaba­le­ta, Chim­bon­da, Asen­jo, Kame­ni czy Moya.

Ze wspo­mnia­nych zawod­ni­ków, tyl­ko czte­rech (Guiza, Mili­to, Zaba­le­ta i Chim­bon­da) latem posta­no­wi­ło zmie­nić klu­bo­wą przy­na­leż­ność, z tym, że żaden z nich swej karie­ry nie posta­no­wił kon­ty­nu­ować na Mestal­la, a szko­da, gdyż wspo­mnia­ni gra­cze mogli­by coś zara­dzić na aktu­al­ne bolącz­ki Ches – bra­ki w ata­ku oraz dziu­ra­wą niczym ser szwaj­car­ski defen­sy­wę. W chwi­li obec­nej nie ma jed­nak sen­su roz­pa­czać nad zaprze­pasz­czo­ny­mi trans­fe­ro­wy­mi szan­sa­mi, gdyż nie pozwa­la na to sytu­acja eko­no­micz­na.

O tym, że ubie­gło­rocz­ne lato było sezo­nem nad wyraz obfi­tym w tzw. „ogór­ki” świad­czyć mogą choć­by lip­co­we wyda­rze­nia, któ­rych echa za pośred­nic­twem ser­wi­su VFC.pl dane było nam śle­dzić. Świe­żo mia­no­wa­ny na kie­row­ni­ka zespo­łu Juan Vil­la­lon­ga, w mie­siąc po swo­im zatrud­nie­niu doszedł do wnio­sku, że kie­ro­wa­nie mate­ria­łem ludz­kim w klu­bie pił­kar­skim jest naj­wi­docz­niej zada­niem o wie­le trud­niej­szym niż nad­zo­ro­wa­nie ryn­ku tele­ko­mu­ni­ka­cyj­ne­go i posta­no­wił zre­zy­gno­wać. Z per­spek­ty­wy cza­su zda­je się, że było to roz­wią­za­nie opty­mal­ne dla obu stron. Ludzie zwią­za­ni z Valen­cią nie musie­li wię­cej drżeć o los swo­jej dru­ży­ny, któ­ra w rękach „biz­nes­me­na-wizjo­ne­ra” wca­le nie musia­ła osią­gnąć zapo­wia­da­ne­go roz­kwi­tu gospo­dar­cze­go, a sam Vil­la­lon­ga zebraw­szy doświad­cze­nia na niwie spor­to­wej posta­no­wił kan­dy­do­wać na pre­zy­den­ta Realu Madryt. Dużo waż­niej­szym, rzec moż­na klu­czo­wym wyda­rze­niem, któ­re przy­niósł nam mie­siąc lipiec, oka­zał się wybór Vicen­te Soria­no na sta­no­wi­sko pre­zy­den­ta klu­bu. O tym, że był to wybór traf­ny, świad­czyć mogą ostat­nie wyda­rze­nia, kie­dy to Soria­no pomi­mo wcze­śniej­szych mało opty­mi­stycz­nych donie­sień pra­sy, zdo­łał zgro­ma­dzić 40 mln euro, któ­re pozwa­la­ją zacho­wać klu­bo­wi, przy­naj­mniej na jakiś czas, płyn­ność finan­so­wą.

Im bli­żej star­tu obec­nych roz­gry­wek się znaj­do­wa­li­śmy, tym cie­kaw­sze wyda­rze­nia mia­ły miej­sce. Z pew­no­ścią za naj­waż­niej­sze i to nie tyl­ko w mie­sią­cu sierp­niu, ale w trak­cie całe­go okre­su przy­go­to­waw­cze­go, nale­ży uznać para­fo­wa­nie nowych umów przez gwiaz­dy zespo­łu, Davi­dów; Vil­lę oraz Silvę. Świe­żo upie­cze­ni mistrzo­wie Euro­py, w trak­cie roz­gry­wa­ne­go na boiskach Austrii i Szwaj­ca­rii, czem­pio­na­tu dali praw­dzi­wy pokaz gry, czym sku­tecz­nie zwró­ci­li na sie­bie uwa­gę naj­więk­szych świa­to­wych potęg pił­kar­skich. Wspo­mnia­ny duet chcie­li wyku­pić z Valen­cii wszy­scy, na cze­le z: Realem Madryt, FC Bar­ce­lo­ną, Inte­rem Medio­lan, Chel­sea, Arse­na­lem, Man­che­ste­rem Uni­ted, Atle­ti­co Madryt, Juven­tu­sem Turyn, Bay­er­nem, czy po prze­ję­ciu Man­che­ste­ru City, szej­kiem Man­so­urem bin Zay­edem al Nahy­anem. W kon­se­kwen­cji El Guaje i El Cana­ri­to zde­cy­do­wa­li, iż nie mają zamia­ru nigdzie prze­no­sić się z Valen­cii, gdyż wła­śnie z klu­bem ze sto­li­cy Lewan­tu wią­żą swo­ją pił­kar­ską przy­szłość. Po dłu­gich wyczer­pu­ją­cych wszyst­kie stro­ny nego­cja­cjach zawod­ni­cy doszli do poro­zu­mie­nia z zarzą­dem klu­bu i już z nowy­mi umo­wy zaczę­li szy­ko­wać się do meczu o Super­pu­char Hisz­pa­nii. Wła­śnie… . Zasta­na­wia mnie czy jest sens opi­sy­wa­nia prze­bie­gu owe­go, pamięt­ne­go dla wszyst­kich sym­pa­ty­ków Ches, dwu­me­czu, gdyż roz­dra­py­wa­nie sta­rych ran, w sytu­acji, kie­dy na ‘cie­le’ Valen­cii poja­wia­ją się coraz to nowe, było­by fun­do­wa­niem sobie dodat­ko­wej por­cji, nie­po­trzeb­ne­go cier­pie­nia. Jed­nak sko­ro tekst ów jest pod­su­mo­wa­niem roku o wyda­rze­niu choć­by z same­go obo­wiąz­ku wspo­mnieć nale­ży. A więc, po obie­cu­ją­cym wystę­pie na Esta­dio Mestal­la, kie­dy to w pierw­szym meczu zawod­ni­kom dowo­dzo­nym przez Emery’ego, uda­ło się zapre­zen­to­wać sku­tecz­ną i efek­tow­ną grę a na doda­tek zwy­cię­żyć nad Realem (przyp. 3:2), przy­szedł czas na rewanż. Prze­bieg meczu na San­tia­go Ber­na­beu, oce­nia­jąc z per­spek­ty­wy cza­su, może posłu­żyć jako film instruk­ta­żo­wy, dla mło­dych adep­tów tre­ner­skie­go rze­mio­sła, pt. ”Jak roz­trwo­nić prze­wa­gę i nie grać z osła­bio­nym prze­ciw­ni­kiem”. Klę­ska była total­na, a upo­ko­rze­nie po meczu z Kró­lew­ski­mi się­gnę­ło zeni­tu.

God­nym zauwa­że­nia wyda­rze­niem, któ­re podob­nie jak mecz o Super­pu­char, mia­ło miej­sce w sierp­niu, było wypo­ży­cze­nie Eve­ra Bane­gi do Atle­ti­co. Mło­dy ‘gwiaz­dor’, o któ­rym zda­rzy­ło mi się wspo­mnieć we wcze­śniej­szej czę­ści tek­stu, nie wywią­zał się z roli zbaw­cy i pana­ceum na bolącz­ki Valen­cii, w któ­rej widział go, spro­wa­dza­ją­cy Argen­tyń­czy­ka do Hisz­pa­nii, Ronald Koeman w kon­se­kwen­cji, cze­go musiał udać się sto­łecz­ne­go klu­bu, w któ­rym jego karie­ra rów­nież nie nabra­ła jak dotąd zapo­wia­da­ne­go roz­pę­du. Co zatem blo­ku­je roz­wój, z pew­no­ścią nie­by­wa­łe­go talen­tu Bane­gi ? Tego nie będzie nam raczej dane się dowie­dzieć, jed­nak cią­gle pozo­sta­je mieć nadzie­ję, że Ever odzy­ska for­mę pre­zen­to­wa­ną jesz­cze za cza­sów gry w Boca Juniors, a jego gra nie będzie oce­nia­na jedy­nie przez pry­zmat osiem­na­stu milio­nów euro, któ­re Koeman zdo­łał ‘wycią­gnąć’ od zarzą­du na jego trans­fer.

I oto się sta­ło. Wraz z nadej­ściem wrze­śnia nowa, odro­dzo­na i peł­na chę­ci do wal­ki, Valen­cia roz­po­czę­ła zma­ga­nia ligo­we. Start w roz­gryw­kach, pomi­mo kon­tu­zji Davi­da Silvy, któ­ry musiał pod­dać się ope­ra­cji, oka­zał się feno­me­nal­ny, rzec nale­ży – histo­rycz­ny. Nie­to­pe­rze z kwit­kiem odpra­wia­li każ­de­go kolej­ne­go rywa­la, bez wzglę­du czy przy­szło im grać na wła­snym tere­nie czy boisku rywa­la. W grze widocz­ny był polot, zaan­ga­żo­wa­nie oraz chęć zwy­cię­ża­nia, mecze z Atle­ti­co i Vil­lar­re­alem sta­ły na naj­wyż­szym pozio­mie pił­kar­skie­go kunsz­tu, Valen­cią zachwy­ca­ły się media, a Eme­ry trium­fo­wał. Taki stan rze­czy trwał, aż do listo­pa­da, kie­dy oka­za­ło się, że mydla­na bań­ka z ocze­ki­wa­nia­mi, zosta­ła napom­po­wa­na chy­ba jed­nak zbyt moc­no. Mocar­stwo­we zapę­dy w pierw­szej kolej­no­ści ostu­dzi­ła poraż­ka z Racin­giem San­tan­der, jed­nak to zda­rze­nie moż­na było sobie łatwo wytłu­ma­czyć – nie zawsze moż­na wygry­wać. Trud­niej o tłu­ma­cze­nie było kil­ka­na­ście dni póź­niej, kie­dy chłop­cy Emery’ego zano­to­wa­li kolej­ną wpad­kę, tym razem z nie­mi­ło­sier­nie bitym przez wszyst­kich prze­ciw­ni­ków w ligo­wej staw­ce, Spor­tin­giem Gijon. Kry­zys, a przy­naj­mniej widocz­ny regres for­my zbiegł się w cza­sie z eska­la­cją pro­ble­mów finan­so­wych. Dotych­cza­so­wy głów­ny part­ner Valen­cii, bank Ban­ca­ja posta­no­wił, iż linia kre­dy­to­wa klu­bu nie może być cią­gle otwar­ta, gdyż Los Ches prze­sta­ją być wia­ry­god­nym part­ne­rem finan­so­wym, co sta­no­wi­ło pre­tekst do odmo­wy udzie­le­nia Vicen­te Soria­no kre­dy­tu. Valen­cia zosta­ła przy­par­ta do muru, a roz­wią­za­nia w trud­nej sytu­acji nie było. Na osło­dę moro­wych nastro­jów kibi­ców mia­ły wpły­nąć dwie wia­do­mo­ści: po pierw­sze, do tre­nin­gów po cięż­kiej kon­tu­zji wró­cił David Silva, a więc bli­ska roz­wią­za­nia jest spor­to­wa nie­moc zespo­łu, gdyż z Silvą w skła­dzie, Valen­cia mia­ła znów wznieść się na wyży­ny moż­li­wo­ści. Po dru­gie zakon­trak­to­wa­no nowe­go zawod­ni­ka, Thia­go Car­le­to. Pozy­ska­nie z San­to­su, lewe­go obroń­cy było porów­ny­wa­ne przez dzia­ła­czy do trans­fe­ru z 1995 roku, kie­dy z Pal­me­iras do Euro­py, a kon­kret­nie, Inte­ru, zawi­tał zawod­nik, któ­ry zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał i przez wie­le lat wyzna­czał nowe tren­dy w grze bocz­nych obroń­ców – Rober­to Car­los. Mło­dy Bra­zy­lij­czyk podob­no jest natu­ral­nym następ­cą swo­je­go słyn­ne­go roda­ka, jed­nak dotąd nie uda­ło mu się potwier­dzić aspi­ra­cji, do zastą­pie­nia w świa­to­wym fut­bo­lu, odcho­dzą­ce­go na pił­kar­ską eme­ry­tu­rę, Car­lo­sa.

Gru­dzień – mie­siąc świąt Boże­go Naro­dze­nia, cudów oraz pre­zen­tów. Jeże­li któ­ryś z kibi­ców ocze­ki­wał świą­tecz­ne­go poda­run­ku ze stro­ny zawod­ni­ków Valen­cii, sło­no się roz­cza­ro­wał, bowiem Los Ches roz­da­wa­li podar­ki, jed­nak nie swo­im sym­pa­ty­kom a rywa­lom. Dobit­nie świad­czyć mogą o tym mecze, a wła­ści­wie mecz z Realem oraz bla­maż, bo tak nale­ży okre­ślić potycz­kę, z Bar­ce­lo­ną. Po spo­tka­niach z topo­wy­mi zespo­ła­mi ligi, chy­ba do wszyst­kich sym­pa­ty­ków Nie­to­pe­rzy dotar­ło prze­sła­nie, że mistrzo­stwo, a nawet miej­sce w pierw­szej trój­ce to cią­gle zbyt wyso­kie pro­gi. Jedy­ny­mi pozy­tyw­ny­mi wia­do­mo­ścia­mi świą­tecz­ne­go okre­su, oka­za­ły się wie­ści doty­czą­ce sytu­acji eko­no­micz­nej klu­bu, bo oto Vicen­te Soria­no uda­ło się zor­ga­ni­zo­wać 40 mln euro, któ­re na regu­la­cję powin­no­ści finan­so­wych, prze­ka­za­li spon­so­rzy, a nie­wy­pła­cal­ne Valen­cia Expe­rien­ce na koszul­kach pił­ka­rzy zastą­pi­ła buk­ma­cher­ska fir­ma Uni­bet…

Kro­pla to jed­nak we wzbu­rzo­nym morzu, któ­re coraz bar­dziej zda­je się napie­rać na bur­ty i tak już wynisz­czo­ne­go oraz pozba­wio­ne­go ster­ni­ka, okrę­tu – Valen­cii.