W połowie grudnia Mirosław Dziukić został zwolniony z funkcji kierowania zespołem klubu z Mestalla. Mimo początkowych zapewnień, nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Jakie były założenia? Z pewnością każdy kibic „Nietoperzy” mógłby parę takich wymienić: wygrana w Lidze Europy (Valencii udało się wyjść z grupy na pierwszym miejscu, w następnej rundzie zmierzy się z Dynamem Kijów), zakończenie sezonu na miejscu premiowanym awansem do Ligi Mistrzów, poprawa stylu gry, a także trzymanie w ryzach piłkarzy z charyzmą.
Dziukić nie był pierwszym niewypałem na stanowisku trenera. Wcześniej podobnie „sprawdził się” Mauricio Pellegrino. Czy więc Valencia nie uczy się na błędach?
Zafascynowanie trenerskimi „wychowankami” zaczęło się od Pepa Guardioli. Guardiola zdołał trzy razy zdobyć pierwsze miejsce w lidze, dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów, trzy razy Superpuchar Hiszpanii… Mógłbym długo wymieniać, jednak rzeczywistość pokazała, że jest to wyjątek od ogółu. Więź, jaka istnieje między zawodnikiem, a jego klubem z którym kiedyś wiązał przeszłość, nigdy nie wystarczyła do osiągania sukcesów na arenie międzynarodowej. Pellegrino znany był ze swojej dobrej gry w obronie. Jako trener miał on zorganizować defensywę i uszczelnić ją na tyle, żeby przeciwnicy nie dostali się do bramki. Wkrótce potem nadchodziły mecze, w których Valencia przegrywała wieloma bramkami — sezon z 54 straconymi, a Mauricio pożegnał się ze stanowiskiem jeszcze przed końcem sezonu. Wkrótce potem nastał epizod Valverde.
Ernesto Valverde był dla Valencii tym, czym szklanka wody dla człowieka przemierzającego Saharę. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, iż zmiana trenera była konieczna, jednak nikt nie wiedział jak poradzi sobie były trener Olympiakosu czy Athleticu.
Zaciśnięto więc pas i wszyscy wzięli się do pracy. Ernesto doskonale spełniał profil trenerski, którego poszukiwali włodarze Valencii. Potrafił wstrząsnąć drużyną. Był zasłużonym szkoleniowcem. Sprawdził się w wielu innych klubach. Wierzył w młodych zawodników, potrafił wzbudzić potencjał w Danim Parejo — tak, że stał się kluczowym zawodnikiem, Juan Bernat także mógł liczyć na wsparcie. El Txingurri zdołał poprawić nastrój w szatni, udało mu się dźwignąć podupadłą drużynę i miał jeszcze matematyczne szanse na zakończenie sezonu na trzecim miejscu. Niestety nawet obecność Españety na meczach nie pomogła w wywalczeniu upragnionego miejsca. Valencia nie dała rady i uległa na Sevilli (3:4). Na przestrzeni całego sezonu lepszy wydawał się być baskijski Real, głównie za sprawą mizernego początku rozgrywek pod wodzą Mauricio Pellegrino. Trudno jednak nie być rozczarowanym, gdyż na kolejkę przed końcem, to Valencia była w komfortowej sytuacji i miała awans do Ligi Mistrzów na wyciągnięcie ręki. Wkrótce Valverde zrzekł się prowadzenia klubu ze stolicy Lewantu.
Wartym podkreślenia jest fakt, że na 31 spotkań drużyna prowadzona przez Valverde przegrała tylko siedem razy, w tym mecz z PSG w Lidze Mistrzów. Bask potrafił też odmienić piłkarzy jak Parejo czy Banega, którzy za Pellegrino byli zupełnie niewidoczni i przez to mocno krytykowani. Nie uniknął też wpadek, niemniej pozostawia po sobie korzystne wrażenie.
Następcą Valverde miał zostać były zawodnik Valencii, Mirosław Dziukić; historia zatoczyła koło. Były trener Valladolidu nie zaliczy rundy jesiennej do swoich sukcesów. Obecnie Valencia znajduje się na jedenastej pozycji i jak nigdy jest potrzebny następca pokroju Ernesto.
W międzyczasie w Walencji wyczekuje się innej dobrej nowiny — niebawem zostanie rozstrzygnięta sprawa sprzedaży klubu. 22 grudnia Amadeo Salvo zwołał konferencję, na której przedstawił Petera Lima jako człowieka chcącego wyzerować dług Valencii, sięgającego kilkuset milionów euro. Ponadto inwestor zamierza dokończyć budowę Nuevo Mestalla. Projekt, który już został uszczuplony o kilkadziesiąt milionów euro kosztem jakości stadionu, nadal ogląda się z podziwem, ponieważ stadion musi pomieścić 61 500 miejsc (został zmniejszony o 10 000). Fani Valencii będą mieli jeden z najbardziej komfortowych stadionów na świecie, porównywalny z tymi budowanymi właśnie w Katarze. Peter Lim zamierza także kontynuować rozpoczęte projekty młodzieżowe, a także pragnie przeznaczyć około 40 milionów na transfery jeszcze tej zimy. Jego celem będzie przerwanie hegemonii Realu i Barcelony w Primera División, a także awans (jeszcze w sezonie 2013/2014) do Ligi Mistrzów. Sympatykom Valencii nie pozostaje nic innego jak przyklasnąć tym pomysłom i mieć nadzieję, że wszystko się powiedzie. Być może w niedalekiej przyszłości Valencia pokaże klasę, którą zadziwiała wszystkich na początku tego stulecia. A może projekt pod nazwą „Lim” nie wypali i znowu Valencia zagra sama ze sobą w rosyjską ruletkę?
Chcesz, aby Twój tekst również znalazł się na łamach „Oka kibiców”? Wyślij zgłoszenie na adres admin@vcf.pl