Muzyczne hity lata nie żyją zbyt długo. Ich okres przydatności do spożycia sprawia, że cieszymy nimi ucho przez stosunkowo krótki okres czasu. Jego znamię odciska się jednak nie tylko na muzyce, ale także na ludziach, czego przykładem mogą być, co poniektórzy piłkarze. Dziś bohaterowie, jutro wielcy przegrani.
Miniony sezon przyniósł europejskiemu futbolowi wielu zawodników, którzy czarowali kibiców swoimi umiejętnościami, jednak już w rozgrywkach 2009/10 wcale nie muszą powtórzyć ostatnich osiągnięć. Do tej grupy – krzywdzącej, aczkolwiek uzasadnionej – można zaliczyć Andre-Pierre’a Gignaca, króla strzelców Ligue 1, Achille Emanę, motor napędowy Betisu Sevilla, przebojowego Stephane Sessegnona, czy widowiskowego Vedada Ibisevica. Prognozy dla wspomnianych zawodników nie są optymistyczne, bowiem od dawna wiadomo, że w zawodowym futbolu, wbrew popularnej piosence, najtrudniej stawia się drugi krok, a historia piłki nożnej i to ta niezbyt odległa, doskonale zna wielu bohaterów jednej akcji.
Kiedy w 1994 roku cały świat gotował się do rozgrywanego w USA mundialu, wśród ekspertów panowała zgodna opinia na temat potencjalnych gwiazd imprezy. Stoichkov, Hagi czy Bebeto faktycznie błyszczeli, jednak ponad nich wybił się, nikomu wcześniej, ani też później nieznany Rosjanin Oleg Salenko, jedyny gracz w historii mundiali, który zdobył pięć bramek w jednym spotkaniu (Rosja-Kamerun 6–1). Wydarzenie to nie obeszło się bez echa, bowiem tuż po turnieju Salenko trafił do Valencii – co innego, że miejsca tam nie zagrzał i w poszukiwaniu angażu, w roku 2000 trafił do Pogoni Szczecin.
Wspomniana Valencia nie ma z resztą szczęścia do tego typu transferów, gdyż udziałem Los Ches stało się wiele transakcji wątpliwej jakości. Przykładem tego może być Hugo Viana. Portugalczyk uhonorowany w 2002 roku prestiżowym tytułem European Young Footballer of the Year to autorski produkt szkółki piłkarskiej Sportingu Lizbona. Co prawda o jakości zawodników wychowanych na Estadio Jose Alvalade nie trzeba nikogo przekonywać, bowiem takie nazwiska jak Luis Figo, Simao Sabrosa czy Cristiano Ronaldo bronią się same, jednak Viana nie potrafił podtrzymać chlubnych tradycji Academia de Alcochete. Dziś ten środkowy pomocnik, za którego Newcastle było kiedyś w stanie wydać 12 milionów euro, odcina coraz to krótsze kupony od dawnego sukcesu, siedząc przy tym wygodnie na ławce rezerwowych Estadio Mestalla.
O Salence i Vianie nie pamięta nikt, tak samo jak nikt nie pamięta, utworów, które królowały na parkietach dyskotek, w latach, kiedy odnosili oni sukcesy. Czy podobny los czeka bohaterów sezonu 2008/09? Oby nie, bo to naprawdę interesujący zawodnicy, którzy mogą rozwinąć się w zaskakujący sposób.