Skyfall

Manolo - uno

Blichtr i splen­dor, czy­li zwro­ty naj­le­piej okre­śla­ją­ce walenc­ki okręt. Pozor­nie wszyst­ko wyda­je się funk­cjo­no­wać pra­wi­dło­wo, lecz amba­ra­sy roz­kła­da­ją klub od środ­ka. Podob­nie jak w ostat­niej odsło­nie przy­gód Jame­sa Bon­da, nie­bo wali się na gło­wę Manu­elo­wi Llo­ren­te — pro­ble­my finan­so­we, hanieb­na pró­ba prze­ję­cia klu­bu oraz nie­za­do­wa­la­ją­ce wyni­ki spor­to­we. Docze­ka­li­śmy się wła­sne­go Sky­fall…

Czy­taj dalej

Więźniowie własnego sukcesu

Nie­wie­lu doce­ni­ło jego udział w uczy­nie­niu Valen­cii naj­lep­szym klu­bem spo­za pro­wa­dzą­cej dwój­ki. Jeśli nie zasta­na­wia­ją się nad tym teraz, być może przyj­dzie na to czas w przy­szło­ści  – pisze Sid Lowe w „Guar­dia­nie”.

Wszyst­ko ukła­da­ło się wyjąt­ko­wo pomyśl­nie. W czwart­ko­wy wie­czór, zanim na zega­rze upły­nę­ła godzi­na, wpa­ko­wa­li do siat­ki czte­ry gole; czte­ry dni póź­niej strze­li­li następ­ne dwa jesz­cze przed prze­rwą. Mimo to czwar­tek i nie­dzie­la zakoń­czy­ły się dono­śny­mi gwiz­da­mi. Tydzień skoń­czył się bucze­niem i wyma­chi­wa­niem bia­ły­mi chu­s­tecz­ka­mi. Tym­cza­sem w sali kon­fe­ren­cyj­nej ocze­ki­wa­no i zasta­na­wia­no się. Minę­ło pół godzi­ny, trzy kwa­dran­se, godzi­na, wię­cej. Kie­dy Unai Eme­ry naresz­cie się poja­wił, został zapy­ta­ny o to, gdzie się podzie­wał. Odrzekł, że pre­zy­dent chciał się z nim widzieć, żądał wyja­śnień. To nie mogło dłu­żej  trwać. „To”, czy­li kon­se­kwent­ne prze­wo­dze­nie innej lidze hisz­pań­skiej – tej, w któ­rej mogą rywa­li­zo­wać dru­ży­ny poza Realem Madryt i Bar­ce­lo­ną.

Czy­taj dalej