W lipcu 2006r. eksperci Biura Dochodzeń Finansowych Międzynarodowej Izby Handlowej pomogli europejskiej policji wykryć kilka oszustw finansowych związanych z podrobionymi bonami dłużnymi. Jednym z zatrzymanych i skazanych – na 30 miesięcy więzienia – był niejaki Robert Philip Moore Junior. Oszuści wykorzystywali nieautoryzowane, sfałszowane bony finansowe Ford Motor Company głównie do poręczania atrakcyjnych ofert inwestycyjnych, obiecujących duże profity w bardzo krótkim czasie (tzw. HYIP — High Yield Investment Program).
Podpis Roberta Philipa Moore’a Juniora odczytać można na obydwu bonach, którymi transakcje zakupu akcji i gruntów Valencii poręczyć chcieli szefowie Inversiones Dalport SA.
Proceder mógł trwać lata. W 1997 roku Farm Credit Administration – niezależna instytucja władzy wykonawczej Rządu USA, regulująca kredyty w rolnictwie – wydała memoriał, w którym ostrzega przed korzystaniem z nieautoryzowanych, bezwartościowych bonów dłużnych Forda, podpisanych przez Roberta Philipa Moore’a Juniora, z Honolulu na Hawajach.
Trudno się dziwić, że żaden bank nie chce poręczyć podejrzanych papierów wartościowych, jakimi dysponuje Inversiones Dalport.
Nie jest do końca jasne, czy papiery wartościowe, którymi posługuje się Dalport, również zostały sfałszowane. Wbrew pozorom, może być to dosyć trudne do sprawdzenia. Dokumenty te to nie standardowe obligacje firmy, które podlegają obrotowi na giełdzie, a certyfikowana trata dokumentowa (certified documentary draft). Oznacza to, że bony te nie podlegają nadzorowi giełdowemu – ich kontrola jest dużo mniejsza, niż w przypadku obligacji. Poza giełdą trudniej je także sprzedać.
Wygląda na to, że przynajmniej ta część szumnie ogłaszanych 29 mld dolarów aktywów Inversiones Dalport (zakładając, że wszystko nie jest sprytnym fałszerstwem) jest wyjątkowo niepłynna. Oprócz ryzyka nieważności bonów istnieje drugi powód odmowy ich poręczenia przez banki – wyjątkowo niski ranking wszystkich bonów i obligacji wystawianych przez Forda. Agencja Moody’s określiła obligacje upadającego giganta najwyższym poziomem ryzyka – BB+. Oznacza to minimalne szanse, że bony te warte są więcej niż dwa zadrukowane, kolorowe świstki papieru. Wiarygodność kredytowa firmy spadła poniżej tzw. poziomu inwestycyjnego. Wszystko dlatego, że gigant motoryzacyjny znajduje się w głębokim kryzysie, który w każdej chwili może przerodzić się w agonię. A w przypadku upadłości firmy, posiadacz bonów lub obligacji liczyć może najwyżej na zwrot kilku-kilkunastu procent ich wartości. Dlaczego wobec tego ktoś w ogóle miałby ryzykować tak duże pieniądze? Ze względu na możliwość olbrzymich zysków. Nie sposób oszacować jaką kwotę Ford otrzymywał za takie bony – mogło to być kilkakrotnie mniej od wartości, na którą opiewają. W przypadku papierów tak wysokiego ryzyka, według naszego eksperta, zyskowność musiałaby wynosić minimum kilkanaście procent w skali roku. A takie papiery wartościowe zwykle wystawiane są na kilkanaście – kilkadziesiąt lat – dopiero po tym czasie wystawiająca je firma musi je wykupić.
Na zdjęciach bonów nie do końca widać datę emisji – wyraźnie widać tylko trzy pierwsze cyfry roku: dwójkę oraz dwa zera. Nie da się więc przewidzieć do kiedy Ford musi wykupić te bony, ciągle zakładając, że nie zostały zwyczajnie sfałszowane. Minimalną datą wydają się jednak lata 2020–2025. Jak można wyczytać wyżej, memoriał FCA pochodzi z 1997 roku, a więc jeszcze przed oficjalną datą emisji bonów znajdujących się w posiadaniu Dalport, Robert Philip Moore Junior miał w zwyczaju fałszowanie papiery wartościowe.
Częstym zabiegiem pogrążonych w długach firm jest wydawanie kolejnych bonów, w celu spłaty aktualnych. Być może papiery znajdujące się w rękach Dalport zostaną kiedyś wykupione, ale prawdopodobieństwo bankructwa upadającego Forda do tego czasu wydaje się większe. Zagrożone spółki decydują się niekiedy na inne kroki – proponują wykupienie bonów własnymi akcjami. Na taki krok zdecydowało się niedawno General Motors, również zagrożone bankructwem. Ford mógłby mieć problemy z takim działaniem – tylko w ostatnim roku wyemitował bonów dłużnych łącznie na kwotę 63 mld dolarów.
Wygląda na to, że Manuel Llorente i Javier Gomez zdecydowanym oporem wobec Soriano uratowali Valencię przed katastrofą. Gdyby Soriano został prezydentem, prawdopodobnie zgodziłby się na sprzedaż terenów Estadio Mestalla za nieporęczone przez żaden bank bony – to bowiem wydaje się celem działania „inwestorów” z Dalport. Grunty nawet w czasie kryzysu mogłyby zostać odsprzedane za ponad 200 mln euro – kto wie, czy właśnie nie takie były plany Victora Bravo, pragnącego pozbyć się niewygodnych lub nawet sfałszowanych papierów wartościowych. W tej sytuacji zastanawia postawa Soriano – czy stałby się on pierwszą ofiarą działania Dalport, zwodzony ich obietnicami, czy może ich współpracownikiem. Pierwszą opcję zdaje się potwierdzać niedawne ochłodzenie stosunków pomiędzy Dalport a Soriano – czyżby były prezydent Valencii przejrzał wreszcie na oczy, gdy pięć kolejnych wielkich banków odmówiło Dalport poręczenia?
Pojawiają się oczywiste pytania: jakim cudem Soriano, doświadczony ekonomista, który sam doszedł do swego majątku, mógłby się dać nabrać na zamiary Dalport? Jakim cudem zwieść dał się i Soler? Odpowiedź może nie być skomplikowana – Soriano dał się już raz łatwo wyprowadzić w pole, gdy zapłacił 6 mln euro 70-letniemu oszustowi za sfałszowany akt własności budynku w centrum Walencji. Obniża to jego wiarygodność. Soler gotówkę dostał od ojca, niezrównanego dewelopera, ale mógł nie odziedziczyć jego talentów ekonomicznych – jedna z firm Juana Solera nie tak dawno ogłosiła upadłość, a jej aktywa miały być sprzedane za 40 mln euro. Tą kwotę miał Soler zapłacić za akcje nowe akcje Valencii, zanim pojawił się archanioł Vicente z dobrą nowiną o Dalport.
I ja chciałbym wierzyć, że Dalport jest tak naprawdę poważnym inwestorem, który wyciągnie Valencię z długów, ale straciłem już resztki nadziei. Im szybciej banda Soriano i Bravo ucieknie z Walencji, tym lepiej dla nękanego przez złe moce klubu…
Serdeczne podziękowania za nieocenioną pomoc należą się Sławomirowi Ptakowi, współtwórcy nieistniejącego już polskiego serwisu fanów Realu Betis, mojemu „konsultantowi ekonomicznemu” — za przekazaną wiedzę i sugerowane wnioski. To właśnie dzięki niemu i jego znajomości ekonomii powstał ten artykuł. Wystarczył jeden rzut oka na zdjęcia bonów Dalport, bym został zasypany bezcennymi informacjami. Sam autor w tych kwestiach jest wyjątkowym ignorantem ;)