W barwach Valencii debiutował 30. sierpnia 2000 roku w spotkaniu o Trofeo Naranja przeciwko AC Parmie, w którym w 59. minucie zmienił Amadeo Carboniego. Po raz pierwszy w podstawowej jedenastce wyszedł cztery dni później — trzeciego września, punktualnie o godzinie 20.00 w meczu na Els Arcs, lokalnym boisku zbudowanym na obrzeżach Walencji. Było to spotkanie o Trofeo Agrupación de Peñas, ale ówczesny trener – Hector Raul Cuper – nie traktował tego jako mecz drużyny rezerw – prócz młodziutkiego Albiola w barwach Valencii zagrali wówczas m.in. Anders Palop, Ruben Baraja czy Juan Sanchez. Raul mógł swój występ interpretować jako wspaniały prezent – dzień później świętował swoje 15. urodziny.
Kto u boku takich piłkarzy jako nastolatek zaczynał przygodę z profesjonalnym futbolem, ten po prostu nie mógł wyrosnąć na złego zawodnika.
Dziękujemy Raul — by Miancio
Dokładnie 12 listopada 2002 roku zadebiutował w Lidze Mistrzów, zmieniając Salvę Bellestę w 70. minucie meczu na Mestalla z Spartakiem Moskwa. Kilka tygodni później wystąpił po raz pierwszy w lidze: 15 grudnia zagrał przeciwko Villarreal, a w następnym roku zadebiutował w Pucharze UEFA — 4 września 2003 roku w konfrontacji z AIK Solna w 89. minucie zmienił Ricardo Olivieirę.1
Swoją pierwszą bramkę w barwach Valencii zdobył w pierwszym miesiącu presezonu w 2004r. Było to podczas spotkania z FC Paterną na Estadio Gerardo Salvador, zwycięskim dla Valencii 5–0. Albiol w 45 minucie zmienił Mistę, a jak się okazało, było to jego jedyne 45 minut w barwach Valencii w tamtym sezonie. Został wypożyczony do Getafe, a droga po podpisanie kontraktu omal nie okazała się ostatnią w jego życiu – miał poważny wypadek samochodowy, trafił do szpitala, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Raul wrócił do zdrowia i futbolu, a w Getafe dostał się pod opiekę trenera Quique Floresa, który rok później podpisał kontrakt z Valencią. Albiol w Getafe rozegrał 17 meczów, ale zdążył swoją grą oczarować Floresa – następca Ranieriego szybko stał się zwolennikiem talentu młodego piłkarza, którego coraz częściej, zamiast w środku pola, wystawiał w roli stopera. W nowym sezonie Albiol wystąpił w 29 ligowych meczach, zawsze w podstawowym składzie. Był najczęściej grającym środkowym obrońcą, rozegrał o 600 minut więcej od Roberto Ayali i o 800 minut więcej od Carlosa Marcheny. Z bloku defensywy więcej o niespełna 200 minut grali tylko Miguel Brito i Emiliano Moretti. Zapewnił drużynie trzy punkty dzięki bramce zdobytej w wyjazdowym meczu z Deportivo Alaves. Gol padł po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w pierwszych minutach spotkania.
Kolejny sezon – 2006/07 pokazał, że Albiol nie tylko jest pewnym punktem składu, ale powoli rośnie na piłkarza nie do zastąpienia. 36 meczów w lidze, z czego tylko jeden z ławki rezerwowych i kolejna bramka – ważna, bo dająca zwycięstwo w inauguracyjnym meczu z Betisem. Prócz meczów ligowych, miał Albiol szansę występować w Lidze Mistrzów. Rozegrał ogółem 12 meczów, przebywając na europejskich boiskach ponad 1000 minut. W pierwszym meczu fazy grupowej, w spotkaniu przeciwko Olimpiakosowi, zdobył swego pierwszego i dotychczas jedynego gola w Lidze Mistrzów. W całym sezonie Albiol należał do najbardziej eksploatowanych piłkarzy, szczęśliwie omijały go kontuzje, dziesiątkujące cały skład Valencii.
W sezonie 2007/08 grał w 32 meczach, był wystawiany do pierwszego składu przez trzech kolejnych szkoleniowców: Floresa, Oscara Fernandesa i Ronalda Koemana. Na ligowych boiskach przebywał ponad 2800 minut, aż do triumfalnego finału grał też w Pucharze Króla. Zagrał w 4 meczach grupowych Ligii Mistrzów i w obydwu spotkaniach eliminacyjnych, rozgrywanych przeciwko szwedzkiemu IF Elfsborg.
„Wypracował” w tym czasie jedyną czerwoną kartkę w swej profesjonalnej karierze – w 85 minucie feralnego przegranego aż 5–1 meczu z Realem Madryt, w pierwszym spotkaniu pod wodzą Oscara Fernandesa, Albiol nieprzepisowo powstrzymał szarżującego na bramkę Hildebranda Robinho. Brazylijczyk wychodził na czystą pozycję, więc sędzia odesłał Albiola do szatni. Był to drugi z kolei niezbyt nieudany występ Albiola – tydzień wcześniej, w meczu z Sevillą, popełnił pamiętny, szkolny błąd pieczętujący wygraną Sevilli 3–0 i dopełniający los Quique Floresa jako trenera Valencii. Kilka miesięcy później, w rewanżowym meczu z Sevillą na Estadio Mestalla, Albiol zdołał się jednak zrehabilitować – w 90 minucie gry strzelił honorową bramkę dla Valencii, czym zatrzymał do końca spotkania część fanów powoli opuszczających już stadion.
Ostatni, niedawno zakończony sezon rozpoczął się dla Albiola znakomicie. Koszmar rządów i wyników Koemana osłodziły mu występy na Euro, zakończone historycznym triumfem Hiszpanów. W lidze zagrał prawie 3000 minut, strzelił bramki Espanyolowi oraz Getafe — po pięknym indywidualnym rajdzie i potężnym, precyzyjnym uderzeniu z dystansu.
Niechlubnie zapisał się w pamięci kibiców w kilku spotkaniach: w przegranym meczu z Valladolid strzelił samobója, wyraźnie podcinając skrzydła drużynie, wcześniej pokonał własnego bramkarza w zremisowanym meczu z Malagą, „swojaka” dołożył także w pierwszym meczu z Dynamo Kijów, w ramach 1/16 finału Pucharu UEFA.
Ogółem w lidze zagrał 132 razy, ubezpieczając tyły zespoły przez 11631 minut. Zdobył 5 bramek, 27 razy był upominany żółtą kartką, raz czerwoną. W Pucharze Króla zagrał 16 spotkań, co złożyło się na niespełna 1200 minut gry. Zdobył 1 bramkę, otrzymał 3 żółte kartki. 8 razy zagrał w Pucharze UEFA – po raz pierwszy w sezonie 2003/04, po raz ostatni – w rewanżowym meczu z Dynamem Kijów na Mestalla, 27 lutego b.r. Na swoim koncie ma 20 występów (1671 minut) w Lidze Mistrzów, z czego 6 w fazach eliminacyjnych. Strzelił jedną bramkę, raz został ukarany żółtą kartką. We wszystkich meczach w barwach Valencii, wliczając spotkania towarzyskie, Albiol zagrał 211 razy, rozegrał 17076 minut, strzelił 9 bramek, dostał 32 żółte kartki i jedną czerwoną.
Tak w wielkim uproszczeniu liczbowo prezentowała się kariera Raula Albiola w barwach Valencii. Co można było zapamiętać po jego grze?
Wielokrotnie drżałem na widok zapuszczającego się środkiem pola i próbującego rozgrywać Albiola. Wściekałem się za każdą głupio wycofaną piłkę do bramkarza, za opóźnianie gry i zabawę we wzajemne podania do partnerów. Mógłby się jednak usprawiedliwiać – brak krzty kreatywności w środku pola nierzadko zmuszał obrońców do rozpoczynania akcji. Niestety, wyglądało to zwykle nie najlepiej. Nienawidziłem go za każdą długą piłkę wrzucaną na głowę pilnowanego z przodu przez trzech rywali Davida Villi, za każdą stratę w środku i niecelne podania. Kląłem za wszystkie samobóje, bez których Valencia byłaby bogatsza o kilka punktów, grała dalej w Pucharze UEFA, a może i wzmacniałaby się właśnie przed bojem o Ligę Mistrzów.
Pamiętam sytuacje, w których Albiol popełniał szkolne błędy, dawał się ogrywać jak przedszkolak czy nie trafiał w piłkę. Przypominam sobie, że nieraz stawał nieruchomo przed rywalem, jakby wrośnięty w murawę, czekając na jego ruch i nerwowo rozglądał się wokoło, próbując przewidzieć zachowanie przeciwnika, ale na odpowiednią reakcję zwykle brakowało już czasu. Interwencja była spóźniona o ten właśnie ułamek sekundy zmarnowany na ocenę sytuacji.
Nie ma co jednak rozpamiętywać wszystkich jego błędów – i tak był najbardziej solidny ze stoperów. Rzadko spóźniał pułapki ofsajdowe, gdy sędzia z czyjejkolwiek winy nie podnosił chorągiewki, to gonił co sił za uciekającym rywalem i zwykle go dopadał. Potrafił czystym wślizgiem wyciągnąć piłkę, nawet atakując zza rywala, nie bał się blokować strzałów i własnym ciałem zastawiać drogę do bramki. Czasem trochę beztroski w interwencjach, ciut lekkomyślny w zachowaniu, sprawiał ogólnie bardzo dobre wrażenie. Asekurował partnerów, przecinał dośrodkowania, walczył o górne piłki. Był totalnym przeciwieństwem brutalnego Marcheny, bezmyślnego Maduro i gapowatego Alexisa. Jego interwencje bywał czasem chaotyczne, ale zawsze eleganckie, bez zbędnej agresji i inwazyjności.
Przypominał raczej zapalonego adwokata, lekko zaaferowanego tym, że nie potrafił spamiętać gdzie rzucił tekst mowy obronnej, albo błędnego rycerza, wrażliwego na niedolę wdów i sierot, który do walki ze smokiem wybrał się bez zgubionej włóczni, aniżeli szwajcarskiego gwardzistę, gotowego posiekać halabardą każdego, kto bez przepustki zbliży się w pobliże papieża. Takie zadania spełniali w bandzie Emery’ego inni.
Jak go zapamiętam? Jako człowieka z zabandażowanym nadgarstkiem i zbyt długimi rękawami, naciąganymi na dłoń przez nerwowe palce. Jako wiecznie nieogolonego młodzieńca z uśmiechem przyklejonym do twarzy, ruchliwą szyją i zachłannymi, lekko wystraszonymi oczami, pragnącymi pożreć całą otaczającą go rzeczywistość. Prewencyjnie, by ta nie zjadła go pierwsza.
Niejeden z nas musiał snuć w swej wyobraźni wizję Albiola jako przyszłego kapitana drużyny. Filar nie tylko defensywy, ale i podstawę konstrukcji całego zespołu. Nadawałby się do tej roli znakomicie.
W twarzy Albiola dzierżącego Valencię na wysoko wyciągniętych ramionach widzę obecne zaaferowanie, lekki przestrach i pewne zagubienie, jakby nie do końca mógł sobie przypomnieć jak długo jeszcze musi trzymać ten ciężar i gdzie ostatecznie może go położyć. Ale na moment nie zmniejsza koncentracji, bo choć powinność swą wykonuje z pewnym roztargnieniem, to jednak z wielką pieczołowitością.
Ale cóż, władze wolały złożyć go w ofierze. Uznały, że jako jedyny z wielkich jest do zastąpienia. Był to szok nie tylko dla nas kibiców – sam Albiol miał poczuć się zdradzony, a zgodę na transfer podobno podpisał ze łzami w oczach. Owszem, w Realu ma szanse uczestniczyć w czymś spektakularnym, ale jakoś zbytnio nie pociąga go to całe galaktyczne show. Zgodził się na odejście, choć nigdy nie zamierzał opuszczać klubu. Bardziej chciał chyba pomóc Valencii tymi piętnastoma milionami euro, niż ubezpieczać tyły drużyny Kaki i Cristiano Ronaldo.
Dziękuję Raulu, że przechodząc do Realu deklarowałeś swe przywiązanie do Valencii. Dziękuję, że pokazałeś kibicom Królewskich, iż na świecie liczą się także inne wartości, aniżeli tylko siła pieniędzy, rozgłos i sława.
Dziękuję, że uświadomiłeś im, iż nie każdy piłkarz na świecie od dziecka marzył o przejściu do Wielkiego Realu, że są inne kluby, dla których granie to spełnienie wszelkich marzeń.
Udowodniłeś, że jesteś jednym z nas. Podkreślałeś: „Futbol to tylko mój zawód. Valencianistą będę do śmierci”. Obyś wykonując swój zawód, nie sprawił zawodu tym, którzy w ciebie wierzą.
Do zobaczenia, El Capitano, na Mestalla. Przyjmiemy cię jak swego. A za kilka lat z radością znowu powitamy w drużynie.
Zostaniesz jutro zaprezentowany w nowej koszulce, wszystko jest już jasne. Ale ja ciągle nie potrafię znaleźć odpowiedzi na fundamentalne pytanie: czy Real zyskał właśnie pierwszy powód by go polubić, czy kolejny – by nienawidzić…
______________________________________________
1 — wszystkie serwisy określają ten mecz jako oficjalny debiut Albiola w pierwszej drużynie. Trudno powiedzieć, czy informacje o wcześniejszych występach — ligowym z Villarreal i meczu w Lidze Mistrzów z Spartakiem Moskwa- są efektem błędów w statystykach serwisu Ciberche.net, czy też występy w tych spotkaniach nie miały charakteru oficjalnego debiutu. Wszelkie dalsze dane statystyczne również pochodzą z serwisu ciberche.net/histoche.