Czarne chmury

Gdy przed trze­ma laty przej­mo­wał dowo­dze­nie, jawił się jako jedy­ny, któ­ry może wypro­wa­dzić klub z zapa­ści. Dziś, tuż przed dłu­go wycze­ki­wa­nym wzno­wie­niem budo­wy sta­dio­nu, stra­cił wspar­cie Ban­kii, a zara­zem apro­ba­tę więk­szo­ści kibi­ców.

Manu­el Llo­ren­te powi­nien podać się do dymi­sji! – uwa­ża bli­sko trzech na czte­rech użyt­kow­ni­ków „Foro­che”, naj­więk­sze­go sku­pi­ska „Nie­to­pe­rzy” w Inter­ne­cie. Obec­ny pre­zy­dent nigdy nie miał tylu wro­gów. Skąd taka nie­przy­chyl­ność?

Spi­ra­la dłu­gów dopro­wa­dzi­ła do zachwia­nia płyn­no­ścią finan­so­wą. Jeden z naj­gor­szych okre­sów to zima 2009 roku, kie­dy wstrzy­ma­no wypła­ca­nie pen­sji, a pra­ce przy Alei Kor­te­zów zosta­ły zatrzy­ma­ne.

Llo­ren­te, któ­ry doszedł do wła­dzy parę mie­się­cy póź­niej, ze wzno­wie­nia budo­wy nowe­go sta­dio­nu uczy­nił sztan­da­ro­wy punkt swo­je­go pro­gra­mu, fun­da­ment, na któ­rym miał powstać klub ze świa­to­wej czo­łów­ki. Po upły­wie trzech lat od tam­tych wyda­rzeń, wciąż nie pozna­li­śmy Inwe­sto­ra.

W grud­niu ubie­głe­go roku nie­spo­dzie­wa­nie powia­ło opty­mi­zmem. Ban­kia, czy­li głów­ny wie­rzy­ciel klu­bu, zgo­dził się na udzie­le­nie pożycz­ki na dokoń­cze­nie budo­wy m. in. w zamian za prze­ję­cie par­ce­li sta­re­go Mestal­la oraz grun­tów Mia­stecz­ka Spor­tu. Inte­res na pew­no nie nale­żał do kate­go­rii tych super­o­pła­cal­nych, ale pozwa­lał patrzyć w przy­szłość z pod­nie­sio­nym czo­łem.

Zamiast sym­bo­licz­ne­go otwar­cia szam­pa­na i uro­czy­ste­go prze­cię­cia wstę­gi, kil­ka tygo­dni temu byli­śmy świad­ka­mi wsty­dli­wej kon­fe­ren­cji pra­so­wej: plan spa­lił na panew­ce, bank pogrą­żo­ny w tara­pa­tach zre­zy­gno­wał z finan­so­wa­nia fir­my budow­la­nej. Znów potrzeb­na jest pomoc­na dłoń.

Cho­ciaż uda­ło się zli­kwi­do­wać komi­ny pła­co­we, cho­ciaż prze­trze­bio­na wyprze­da­ża­mi dru­ży­na nadal regu­lar­nie wystę­pu­je w euro­pej­skich pucha­rach, Valen­cia bez­względ­nie wyma­ga sil­ne­go zastrzy­ku gotów­ki – bez poważ­ne­go inwe­sto­ra będzie kru­cho.

Bo na czym jesz­cze moż­na zaro­bić? Pre­zy­dent zre­du­ko­wał dług poprzez powięk­sze­nie kapi­ta­łu, lecz naj­wię­cej zyskał na sprze­da­ży naj­cen­niej­szych płyn­nych akty­wów. Gwiazd. W kadrze nie ma już indy­wi­du­al­no­ści, zawod­ni­ków świa­to­wej kla­sy. Co więc pocznie Llo­ren­te, jeśli w skarb­cu zabrak­nie pie­nię­dzy na domknię­cie budże­tu? Dal­szy dre­naż kadry gro­zi popad­nię­ciem w prze­cięt­ność. A prze­cież nie chce­my podzie­lić losów Depor­ti­vo.

Z mie­sią­ca na mie­siąc male­je ran­ga zespo­łu. Nawet w regio­nie – wpły­wy z tytu­łu wyku­pio­nych kar­ne­tów nie były tak niskie od deka­dy. Trud­no się temu dzi­wić, sko­ro dru­ży­na nie liczy się wła­ści­wie w żad­nych roz­gryw­kach i prze­gry­wa der­by z ligo­wym kop­ciusz­kiem.

Zawo­dzą nawet trans­fe­ry, dotąd moc­na stro­na rzą­dów Llo­ren­te. Brau­lio musiał spo­ro się napo­cić, by spro­wa­dzić zawod­ni­ków na wyzna­czo­ne pozy­cje. Nie wzmoc­nie­nia, czę­ściej uzu­peł­nie­nia. Gdy­by był komor­ni­kiem, licz­ba zamknię­tych przed nim drzwi nie wywo­ła­ła­by zdzi­wie­nia. W pra­cy dyrek­to­ra spor­to­we­go jest to objaw bez­sil­no­ści. W kon­tek­ście trans­fe­ru latem wymie­nio­no mro­wie nazwisk. Nego­cja­cje prze­cią­ga­ły się tygo­dnia­mi – moż­na odnieść wra­że­nie, jako­by nie­któ­rych spro­wa­dza­no na siłę.

Brau­lio odpo­wia­da za ruchy kadro­we, jed­nak jego nie­po­wo­dze­nia obcią­ża­ją kon­to Llo­ren­te. Tak, jak i zmia­na tre­ne­ra.

Zara­żo­ny kon­cep­cją bar­ce­loń­ską, Mano­lo posta­wił na Mau­ri­cio Pel­le­gri­no – tre­ner­skie­go żół­to­dzio­ba, bez krzty doświad­cze­nia w pro­wa­dze­niu dru­ży­ny z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Rzu­co­ny na głę­bo­ką wodę, „ Fla­co” będzie uczył się na wła­snych błę­dach. Zmia­na nawy­ków, wypra­co­wa­nych lata­mi przez poprzed­ni­ka, zaj­mie nie tygo­dnie, a mie­sią­ce. Stwo­rze­nie nowe­go sty­lu przez nowi­cju­sza przy­nie­sie zapew­ne nie­jed­ną klę­skę. Ile wytrzy­ma­ją kibi­ce? Ile wytrzy­ma pre­zy­dent? W koń­cu zwol­nie­nie tre­ne­ra będzie przy­zna­niem się do błę­du.

W cza­sach rece­sji na kra­jo­wym podwór­ku jedy­nie cudow­ny plan może wyrwać klub z kry­zy­su. Manu­el Llo­ren­te nie zna­lazł spo­so­bu na uzdro­wie­nie finan­sów. Czy zasłu­gu­je zatem na mia­no wybaw­cy? „Nie­ba­wem te chmu­ry rozej­dą się i wpły­nie­my do wła­ści­we­go por­tu” – prze­ko­ny­wał pre­zy­dent pod­czas nie­daw­nej kon­fe­ren­cji. Czy na pew­no dotrwa­my do koń­ca tej podró­ży, i czy – w razie powo­dze­nia – na pokła­dzie znaj­dzie się ten sam kapi­tan?