Argentina adios!

cuperOdej­ście Rober­to Fabia­na Ayali do Vil­la­re­alu, któ­re będzie mia­ło miej­sce latem tego roku ozna­cza jed­no. Defi­ni­tyw­ny koniec “Argen­tyń­skiej Ery” w Valen­cii. I choć nigdy ofi­cjal­nie nie uży­wa­no takie­go stwier­dze­nia, to jest ono jak naj­bar­dziej pra­wi­dło­we. Jak­by moż­na ina­czej nazwać trwa­ją­cy przez ostat­nie kil­ka lat okres suk­ce­sów Valen­cii- zespo­łu, w któ­rym jed­ny­mi z naj­waż­niej­szych posta­ci byli Argen­tyń­czy­cy? W pew­nym momen­cie było ich w naszej dru­ży­nie sze­ściu, teraz odcho­dzi ostat­ni.

“Argen­tyń­ska Era” roz­po­czę­ła się mniej wię­cej pod koniec roku 1999 wraz z przy­by­ciem na Esta­dio Mestal­la uro­dzo­ne­go w Cha­bas nie­opo­dal San­ta Fe dobrze nam wszyst­kim zna­ne­go tre­ne­ra- Hec­to­ra Rau­la Cupe­ra. Przed przyj­ściem Argen­tyń­czy­ka Nie­to­pe­rze były zale­d­wie śred­nia­kiem w Pri­me­ra Divi­sion. Co praw­da w roku 1996 zosta­ło wywal­czo­ne wice­mi­strzo­stwo kra­ju, lecz był to jed­no­ra­zo­wy suk­ces. Dopie­ro w 1999 roku Nie­to­pe­rze ukoń­czy­ły sezon na 4 pozy­cji, co pre­mio­wa­ne było i jest dotąd grą w eli­mi­na­cjach Ligi Mistrzów oraz zdo­by­ły Puchar Hisz­pa­nii. Cuper wystar­to­wał kiep­sko: w pię­ciu pierw­szych spo­tka­niach czte­ro­krot­nie prze­grał, raz zre­mi­so­wał. Na try­bu­nach sta­dio­nu coraz czę­ściej sły­sza­no okrzyk: “Cuper, vete ya”, co ozna­cza: “Cuper odejdź”. Argen­tyń­czy­ko­wi było cięż­ko, o czym nie bał się wspo­mnieć, jed­nak nie zała­mał się. Posta­wił sobie cel, jakim było wypro­wa­dze­nie Valen­cii na euro­pej­skie salo­ny i ani przez chwi­lę nie myślał o rezy­gna­cji. Miał rację. Na wio­snę w roz­gry­kach Ligi Mistrzów jego pod­opiecz­ni radzi­li sobie wyśmie­ni­cie. Lazio pole­gło 2:5, Bar­ce­lo­na 1:4. Mówiąc o tam­tej Valen­cii nie moż­na nie wspo­mnieć o jej klu­czo­wych zawod­ni­kach. Srod­kiem pola rzą­dzi­li mło­dzi Gerard i Fari­nos, któ­rzy zosta­li powo­ła­ni do repre­zen­ta­cji Hisz­pa­nii. Świet­nie spi­sy­wa­li się tak­że wete­ra­ni Anglo­ma i Car­bo­ni. Jed­nak klu­czo­wy­mi posta­cia­mi zespo­łu byli roda­cy Cupe­ra, do któ­rych ówcze­sny coach Los Ches miał bez­gra­nicz­ne zaufa­nie. Obja­wie­niem na ska­lę całej Euro­py oka­zał się nie­zwy­kle szyb­ki Clau­dio Lopez. Na lewym skrzy­dle nie do powstrzy­ma­nia był Kily Gon­za­lez, a w obro­nie dzie­lił i rzą­dził Mau­ri­cio Pel­le­gri­no. Naj­więk­szym ulu­bień­cem Cupe­ra był Kily- jedy­ny zawod­nik, któ­re­go tre­ner zapra­szał na kawę. Tak więc Valen­cia powo­li sta­wa­ła się takim “Argen­tyń­skim zespo­łem”, w któ­rym głów­ne role spra­wo­wa­li wła­śnie Argen­tyń­czy­cy. Dobre wystę­py- finał Ligi Mistrzów i wyso­ka pozy­cja w La Liga nie mogły zostać nie­zau­wa­żo­ne. Cuper dostał pod­wyż­kę i z zarob­ka­mi rzę­du 3 milio­nów dola­rów został naj­le­piej opła­ca­nym tre­ne­rem w Hisz­pa­nii. Z zespo­łu za kwo­tę oko­ło 30 milio­nów dola­rów odszedł pierw­szy Argen­tyń­czyk- Clau­dio Lopez do Lazio Rzym, jed­nak póki tre­ne­rem Nie­to­pe­rzy był pan Hec­tor Raul, mogli­śmy być pew­ni, że “Argen­tyń­ska era” będzie trwać. I tak wła­śnie było. Latem 2000 roku z AC Mila­nu spro­wa­dzo­ny został Rober­to Fabian Ayala, któ­ry wraz z Pel­le­gri­no two­rzył duet nie do przej­ścia w obro­nie. W prze­rwie zimo­wej kupio­no nato­miast wscho­dzą­cą gwiaz­dę argen­tyń­skiej i świa­to­wej pił­ki- Pablo Aima­ra za rekor­do­wą sumę w histo­rii klu­bu. Cuper, zwa­ny czę­sto “Kapła­nem fut­bo­lu” wyraź­nie fawo­ry­zo­wał swo­ich roda­ków, cze­go jed­nak nikt nie miał mu za złe. Coacha bro­ni­ły bowiem wyni­ki. Po raz dru­gi z rzę­du awan­so­wał do fina­łu Cham­pions League, przez dłu­gi czas był w czo­łów­ce Pri­me­ra Divi­sion. Kibi­ce mie­li jed­nak dość defen­syw­nej gry, w związ­ku z czym twór­ca naszych wiel­kich suk­ce­sów ogło­sił odej­śćie. Z licz­nych ofert wybrał tą z Inte­ru Medio­lan. Odej­ście Cupe­ra ozna­cza­ło tak­że począ­tek koń­ca Ery Argen­tyń­czy­ków w Valen­cii. Na pierw­szy ogień poszedł ulu­bie­niec Kapła­na fut­bo­lu- Chri­stian Alber­to Gon­za­lez. Popu­lar­ny Kily za kaden­cji swo­je­go roda­ka miał pew­ne miej­sce w pierw­szym skła­dzie, jed­nak następ­ca Cupe­ra- Rafa Beni­tez był wyraź­nym zwo­len­ni­kiem talen­tu mło­dziut­kie­go Vicen­te. Lewo­skrzy­dło­wy, któ­ry wcze­śniej grał w Zar­ra­go­zie, sfru­stro­wa­ny coraz częst­szym prze­sia­dy­wa­niem na ław­ce rezer­wo­wych posta­no­wił zmie­nić oto­cze­nie i powró­cił pod skrzy­dła swo­je­go wcze­śniej­sze­go tre­ne­ra. Wyje­chał do Medio­la­nu, w Inte­rze jed­nak karie­ry nie zro­bił. W Valen­cii zosta­ło więc już tyl­ko trzech roda­ków Mara­do­ny. W kon­cep­cji Rafy Beite­za byli oni klu­czo­wy­mi zawod­ni­ka­mi Nie­to­pe­rzy. Każ­dy z nich regu­lar­nie wystę­po­wał w pierw­szym skła­dzie. Los Ches dwu­krot­nie zdo­by­li Mistrzo­stwo, jed­nak Rafa posta­no­wił szu­kać szczę­ścia gdzie indziej i wybrał Liver­po­ol. Wziął ze sobą na Wyspy Pel­le­gri­no. W Bla­nqu­ine­gros zosta­ło jedy­nie dwóch Argen­tyń­czy­ków. Aimar i Ayala. Dla nich też nasta­ły cięż­sze cza­sy. Pablo coraz czę­ściej dozna­wał ura­zów, El Raton nato­miast nie zawsze potra­fił doga­dać się z wła­dza­mi zespo­łu. I tak latem ubie­głe­go roku odszedł El Pay­aci­to. Na Mesta­lii pozo­stał sam Ayala, któ­ry jed­nak latem tego roku zamie­ni koszul­kę Valen­cii na try­kot Vil­lar­re­alu. Będzie ostat­nim z Argen­tyń­czy­ków Cupe­ra, któ­ry opu­ści Los Ches. Tak więc po zakoń­cze­niu tego sezo­nu Valen­cia po raz pierw­szy od bar­dzo daw­na nie będzie mia­ła w skła­dzie Argen­tyń­czy­ka. Ich era już się skoń­czy­ła. Dopro­wa­dzi­li nas do nie­ma­łych suk­ce­sów i za to nale­ży im się wdzięcz­ność. Nie moż­na jed­nak roz­pa­czać, przed nami być może “Era Hisz­pa­nów”, któ­rzy mają wszel­kie pre­dys­po­zy­cje do tego, by wspa­nia­le zapi­sać się w histo­rii Nie­to­pe­rzy. Argen­tyń­scy pił­ka­rze już to uczy­ni­li i wspo­mi­na­jąc daw­ną Valen­cię nie moż­na zapo­mi­nać o nazwi­skach Ayali, Aima­ra, Pel­le­gri­no, Lope­za, Kily’ego oraz przede wszyst­kim Hec­to­ra Rau­la Cupe­ra, bez któ­re­go cięż­kiej pra­cy dzi­siaj być może naszym zmar­twie­niem nie było­by to, czy zakwa­li­fi­ku­je­my się do Ligi Mistrzów, lecz to, czy się utrzy­ma­my w La Liga. Tak więc Argen­tyń­scy-Valen­cia­ni­ści dzię­ku­je­my za wszyst­ko, co dla nas zro­bi­li­ście i żegna­my. Będzie­my pamię­tać.

Ten tekst został opublikowany w kategorii: Bez kategorii . permalink.