Wyspiarska hegemonia — Europo na kolana!

Po raz kolej­ny w pół­fi­na­le Ligii Mistrzów mamy 3 angiel­skie zespo­ły, co nie­wąt­pli­wie świad­czy o upad­ku zna­cze­nia i pozio­mu w innych ligach, któ­rych przed­sta­wi­cie­le tak bez­sku­tecz­nie koła­ta­ją do drzwi Osta­tecz­ne­go Argu­men­tu i Wyznacz­ni­ka Wszyst­kich Wyznacz­ni­ków – pół­fi­na­łu Ligii Mistrzów. Tak wyglą­da typo­wy tok rozu­mo­wa­nia prze­cięt­ne­go (rów­nież i nad­prze­cięt­ne­go) – nazwij­my go – Anglo­en­tu­zja­sty, czło­wie­ka, któ­ry z fak­tu obec­no­ści trzech wyspiar­skich dru­żyn wśród czte­rech pół­fi­na­li­stów Ligii Mistrzów, wnio­sku­je o potę­dze i hege­mo­nii English Pre­mier Leau­ge. Cza­sa­mi doda do tego zesta­wie­nie mająt­ko­we dru­żyn, całość dopra­wi listą naj­dro­żej opła­ca­nych pił­ka­rzy, wydat­ka­mi na pen­sję czy wpły­wa­mi od spon­so­rów. Sło­wem – ligo­mi­strzo­we nagie fak­ty przy­odzie­je zło­tym płasz­czem eko­no­micz­nych danych – z cze­go wycho­dzi mu jed­no­cze­śnie sycą­ca i ponęt­na potraw­ka dla spra­gnio­nych jed­no­znacz­nych tez entu­zja­stów fut­bo­lu oraz lśnią­ca figur­ka Jej Wyso­ko­ści – ligi angiel­skiej – Kró­lo­wej Lig Wsze­la­kich. Tym nakar­mio­nym i w to wła­śnie zapa­trzo­nym fanom łatwo teraz for­mu­ło­wać zda­nia zakli­na­ją­ce rze­czy­wi­stość oraz – z resz­tek wywa­ru – wró­żyć przy­szłość. Nadal tak jasną i świe­tli­stą dla Naj­waż­niej­szej z Lig.

No tak, bo prze­cież do zbio­ru naj­więk­szych oczy­wi­sto­ści nale­ży pogląd, że sko­ro nie ma innych kry­te­riów porów­ny­wa­nia poszcze­gól­nych lig – to czyż jedy­ne pozo­sta­ją­ce nam kry­te­rium może nie być Dobre i Praw­dzi­we?

Sęk w tym, że nie tyl­ko może takie nie być, ale wręcz nie jest. I bło­go­sła­wie­ni ci, któ­rzy to dostrze­ga­ją, albo­wiem oni nie gubią z fut­bo­lu tego co naj­pięk­niej­sze.

Czy­taj dalej

Silvilla istnieje!

Wśród naj­wy­bit­niej­szych pił­ka­rzy minio­ne­go stu­le­cia, nie moż­na nie wyróż­nić Over­kam­pa. Powstał on wpraw­dzie w nie­ja­snych oko­licz­no­ściach – ze zło­że­nie Over­mar­sa i Berg­kam­pa przez Anto­nie­go Piech­nicz­ka, ale z koniecz­no­ści musiał łączyć naj­lep­sze przy­pa­dło­ści genial­ne­go skrzy­dło­we­go i wybit­ne­go snaj­pe­ra, oby­dwu holen­der­skie­go auto­ra­men­tu. Z takim podej­rza­nie ist­nie­ją­cym Over­kam­pem rów­nać mogły­by się tyl­ko takie gwiaz­dy jak angiel­ski She­arin­ce, fran­cu­ski Can­to­gi­no­la, czy – bar­dziej współ­cze­sny i jak­że nam bli­ski — Silvil­la.

Ten ostat­ni ma nad resz­tą klu­czo­wą prze­wa­gę: od nie­daw­na wystę­pu­je w rze­czy­wi­sto­ści. W oso­bie Jona­tha­na Pere­iry.

Czy­taj dalej

Vicente Spolegliwy?

Czy moż­na ufać w doświad­cze­nie przed­się­bior­cy, któ­ry daje się zwieść 71-let­nie­mu oszu­sto­wi i pła­ci 6 mln euro za budy­nek, jaki tam­ten posia­dał tyl­ko na sfał­szo­wa­nych papie­rach?

Czy moż­na wie­rzyć w uczci­wość czło­wie­ka, któ­ry odwra­ca się od przy­ja­cie­la w momen­cie, gdy ten potrze­bu­je naj­więk­sze­go wspar­cia?

Czy moż­na powie­rzać wła­dzę komuś, kto dla jej zdo­by­cia nie cof­nie się przed powro­tem do zdra­dzo­ne­go wcze­śniej przy­ja­cie­la, by pod jego pro­tek­cją zająć miej­sce kogoś, z kim rze­ko­mo miał współ­pra­co­wać?

Jeśli nie, wła­śnie skre­śli­li­ście Vicen­te Soria­no.

A prze­cież jed­nak mu ufa­cie!

Czy­taj dalej