Co wspólnego ze sobą mają jedna z legend polskiej piłki nożnej – łódzki Widzew oraz do niedawna uznawana za trzecią siłę Primera Division hiszpańska Valencia? Zaskakujące, ale w obecnym sezonie, poza postacią fanatycznego kibica obu ekip w mojej skromnej osobie, nieprawdopodobnie dużo. Można wręcz powiedzieć, że losy Los Ches w La Liga i zawirowanie wokół zespołu w bieżącym sezonie są niemal idealnym odzwierciedleniem sytuacji, jaka ma obecnie miejsce w klubie z alei Piłsudskiego 138.
Sezon oba zespoły rozpoczynały z ambitnymi planami – Widzew po latach posuchy, będących efektem nieudolnego zarządzania klubem przez Andrzejów Grajewskiego i Pawelca miał wreszcie nawiązać równorzędną walkę z czołówką polskiej ekstraklasy i zająć na koniec sezonu lokatę nie niższą niż ósma, Valencia natomiast po sezonie pełnym kontuzji celowała jeszcze wyżej – w powrót na tron mistrza Hiszpanii oraz sukces w europejskich pucharach. Do boju drużyny miały być prowadzone odpowiednio przez Michała Probierza i Quique Floresa — trenerów, którzy już przed pierwszym spotkaniem mieli sporo oponentów wśród kibiców. Sezon zarówno Łodzianie, jak i Nietoperze rozpoczęli od porażki i już początek sezonu optymizmem napawać nie mógł. Obaj trenerzy pracę stracili wyjątkowo szybko, zanim rozgrywki zdążyły się tak naprawdę dobrze rozkręcić – ex- zawodnik zabrskiego Górnika wyleciał po remisie w niemal wygranym spotkaniu z chorzowskim Ruchem, Hiszpan stracił posadę po klęsce z Sevillą. Kibiców, którzy spodziewali się znanych nazwisk na nowych stołkach trenerskich spotkał spory zawód – Widzew objął Marek Zub – dotychczasowy asystent Oresta Lenczyka w PGE Bełchatów, Valencię Ronald Koeman, który jakkolwiek zawodnikiem był wspaniałym, tak w pracy trenerskiej stawiał dopiero pierwsze kroki i mógł się pochwalić jedynie sukcesami w rodzimej Eredivisie, co było niczym przy osiągnięciach faworyta kibiców – Jose Mourinho.
Niemniej kibice spodziewali się poprawy gry oraz wyników, spotkał ich jednak szok, bowiem to, co w przedsezonowych snach wydawało im się niedorzecznym koszmarem sennym, okazało się prawdą. Oba kluby jeszcze obniżyły loty i zaczęły zmierzać w kierunku zgoła odmiennym niż wyznaczony – w dół tabeli, ku strefie spadkowej. Dziś, tuż przed zakończeniem rozgrywek RTS znajduje się na przedostatnim miejscu, „premiowanym” spadkiem do nowej pierwszej ligi, Nietoperze natomiast mają jedynie 2 punkty przewagi nad ostatnim bezpiecznym miejscem w tabeli, a przed sobą same ciężkie spotkania.
Podobieństwa widoczne gołym okiem, jednak nie to jest najciekawsze. Fani obu zespołów już od dłuższego czasu manifestowali swą dezaprobatę dla poczynań trenerów, przez dłuższy czas nieskutecznie. Aż do 21 kwietnia 2008 roku – tego właśnie dnia, zarówno Widzew, jak i Valencia – a raczej zarządy tych zespołów – zdecydowały się przedterminowo rozwiązać umowy z dotychczasowymi szkoleniowcami. I tak Zub oraz Koeman znaleźli się na bruku.
Samo przez się nasuwa się pytanie – czy losy Valencii i Widzewa w obecnym sezonie potoczą się jednakowo? Czy nowi szkoleniowcy – Janusz Wójcik oraz Voro podołają wyznaczonemu im zadaniu i oddalą widmo degradacji? Kibicom pozostaje jedynie wierzyć, że ich najczarniejszy sen pozostanie tylko snem.