Po meczu z Barceloną.

Jako iż jutro cze­ka mnie matu­ra po klę­sce z Bar­ce­lo­ną ogra­ni­czę się rap­tem do dwóch komen­ta­rzy:

Temat wypra­co­wa­nia na matu­rę z języ­ka pol­skie­go:

Roz­wiń cytat “nam strze­lać nie kaza­no” w opar­ciu o występ Valen­cii w dzi­siej­szym spo­tka­niu z FC Bar­ce­lo­ną.

I nowa nazwa dru­ży­ny wzo­ro­wa­na na nie­miec­kim Schal­ke, z któ­rym przy­jem­ność wygrać w tym sezo­nie mie­li­śmy:

Valen­cia 0:6 Club de Fut­bol

Valencia a Widzew

Co wspól­ne­go ze sobą mają jed­na z legend pol­skiej pił­ki noż­nej – łódz­ki Widzew oraz do nie­daw­na uzna­wa­na za trze­cią siłę Pri­me­ra Divi­sion hisz­pań­ska Valen­cia? Zaska­ku­ją­ce, ale w obec­nym sezo­nie, poza posta­cią fana­tycz­ne­go kibi­ca obu ekip w mojej skrom­nej oso­bie, nie­praw­do­po­dob­nie dużo. Moż­na wręcz powie­dzieć, że losy Los Ches w La Liga i zawi­ro­wa­nie wokół zespo­łu w bie­żą­cym sezo­nie są nie­mal ide­al­nym odzwier­cie­dle­niem sytu­acji, jaka ma obec­nie miej­sce w klu­bie z alei Pił­sud­skie­go 138.

 

Sezon oba zespo­ły roz­po­czy­na­ły z ambit­ny­mi pla­na­mi – Widzew po latach posu­chy, będą­cych efek­tem nie­udol­ne­go zarzą­dza­nia klu­bem przez Andrze­jów Gra­jew­skie­go i Pawel­ca miał wresz­cie nawią­zać rów­no­rzęd­ną wal­kę z czo­łów­ką pol­skiej eks­tra­kla­sy i zająć na koniec sezo­nu loka­tę nie niż­szą niż ósma, Valen­cia nato­miast po sezo­nie peł­nym kon­tu­zji celo­wa­ła jesz­cze wyżej – w powrót na tron mistrza Hisz­pa­nii oraz suk­ces w euro­pej­skich pucha­rach. Do boju dru­ży­ny mia­ły być pro­wa­dzo­ne odpo­wied­nio przez Micha­ła Pro­bie­rza i Quique Flo­re­sa — tre­ne­rów, któ­rzy już przed pierw­szym spo­tka­niem mie­li spo­ro opo­nen­tów wśród kibi­ców. Sezon zarów­no Łodzia­nie, jak i Nie­to­pe­rze roz­po­czę­li od poraż­ki i już począ­tek sezo­nu opty­mi­zmem napa­wać nie mógł. Obaj tre­ne­rzy pra­cę stra­ci­li wyjąt­ko­wo szyb­ko, zanim roz­gryw­ki zdą­ży­ły się tak napraw­dę dobrze roz­krę­cić – ex- zawod­nik zabrskie­go Gór­ni­ka wyle­ciał po remi­sie w nie­mal wygra­nym spo­tka­niu z cho­rzow­skim Ruchem, Hisz­pan stra­cił posa­dę po klę­sce z Sevil­lą. Kibi­ców, któ­rzy spo­dzie­wa­li się zna­nych nazwisk na nowych stoł­kach tre­ner­skich spo­tkał spo­ry zawód – Widzew objął Marek Zub – dotych­cza­so­wy asy­stent Ore­sta Len­czy­ka w PGE Beł­cha­tów, Valen­cię Ronald Koeman, któ­ry jak­kol­wiek zawod­ni­kiem był wspa­nia­łym, tak w pra­cy tre­ner­skiej sta­wiał dopie­ro pierw­sze kro­ki i mógł się pochwa­lić jedy­nie suk­ce­sa­mi w rodzi­mej Ere­di­vi­sie, co było niczym przy osią­gnię­ciach fawo­ry­ta kibi­ców – Jose Mourin­ho.

 

Nie­mniej kibi­ce spo­dzie­wa­li się popra­wy gry oraz wyni­ków, spo­tkał ich jed­nak szok, bowiem to, co w przed­se­zo­no­wych snach wyda­wa­ło im się nie­do­rzecz­nym kosz­ma­rem sen­nym, oka­za­ło się praw­dą. Oba klu­by jesz­cze obni­ży­ły loty i zaczę­ły zmie­rzać w kie­run­ku zgo­ła odmien­nym niż wyzna­czo­ny – w dół tabe­li, ku stre­fie spad­ko­wej. Dziś, tuż przed zakoń­cze­niem roz­gry­wek RTS znaj­du­je się na przed­ostat­nim miej­scu, „pre­mio­wa­nym” spad­kiem do nowej pierw­szej ligi, Nie­to­pe­rze nato­miast mają jedy­nie 2 punk­ty prze­wa­gi nad ostat­nim bez­piecz­nym miej­scem w tabe­li, a przed sobą same cięż­kie spo­tka­nia.

 

Podo­bień­stwa widocz­ne gołym okiem, jed­nak nie to jest naj­cie­kaw­sze. Fani obu zespo­łów już od dłuż­sze­go cza­su mani­fe­sto­wa­li swą dez­apro­ba­tę dla poczy­nań tre­ne­rów, przez dłuż­szy czas nie­sku­tecz­nie. Aż do 21 kwiet­nia 2008 roku – tego wła­śnie dnia, zarów­no Widzew, jak i Valen­cia – a raczej zarzą­dy tych zespo­łów – zde­cy­do­wa­ły się przed­ter­mi­no­wo roz­wią­zać umo­wy z dotych­cza­so­wy­mi szko­le­niow­ca­mi. I tak Zub oraz Koeman zna­leź­li się na bru­ku.

 

Samo przez się nasu­wa się pyta­nie – czy losy Valen­cii i Widze­wa w obec­nym sezo­nie poto­czą się jed­na­ko­wo? Czy nowi szko­le­niow­cy – Janusz Wój­cik oraz Voro podo­ła­ją wyzna­czo­ne­mu im zada­niu i odda­lą wid­mo degra­da­cji? Kibi­com pozo­sta­je jedy­nie wie­rzyć, że ich naj­czar­niej­szy sen pozo­sta­nie tyl­ko snem.

Wielka zasługa Koemana

Wśród fanów Los Ches utar­ło się prze­ko­na­nie, jako­by obec­ny szko­le­nio­wiec eki­py — Ronald Koeman był jedy­nie źró­dłem same­go zła. Tym­cza­sem, być może nara­ża­jąc się na szy­ka­ny ze stro­ny kibi­ców doma­ga­ją­cych się natych­mia­sto­wej zmia­ny tre­ne­ra, śmiem twier­dzić iż Holen­der ma jed­ną ogrom­ną zasłu­gę.

Jesz­cze rok, dwa, trzy lata temu każ­dą poraż­kę Ches prze­ży­wa­łem napraw­dę moc­no.  Nie­rzad­ko Nie­to­pe­rze tra­cąc punk­ty w ligo­wej potycz­ce psu­ły mi humor, ba odbie­ra­ły nawet chwi­lo­wo chęć do życia. Tym­cza­sem następ­ca Quique Flo­re­sa, dzię­ki swym nie­spo­dzie­wa­nie “wspa­nia­łym wyni­kom”, jakie osią­ga pro­wa­dząc Ches (mowa tu o18 punk­tach w 20 ligo­wych potycz­kach), do pora­żek naj­zwy­czaj­niej na świe­cie mnie przy­zwy­cza­ił. Przed każ­dym kolej­nym spo­tka­niem, cho­ciaż­by z dru­ży­na­mi typu Mur­cia, czy Alba­ce­te (nazwy uży­te zupeł­nie przy­pad­ko­wo), jestem nie­mal w stu pro­cen­tach pew­ny poraż­ki, dla­te­go też utra­ta kolej­nych trzech punk­tów — zja­wi­sko nader czę­ste — nie wywie­ra już na mnie nie­mal żad­ne­go wpły­wu i nie jest dla mnie żad­nym zasko­cze­niem. Dzię­ki Koema­no­wi do każ­de­go spo­tka­nia pod­cho­dzę, i śmiem twier­dzić, iż nie jestem w tym osa­mot­nio­ny, na zasa­dzie “lepiej być miło zasko­czo­nym, niż się bole­śnie roz­cza­ro­wać”. Dla­te­go też dzi­siej­sza poraż­ka z Mur­cią nie spra­wi­ła mi nawet zbyt wiel­kiej przy­kro­ści, bowiem już przed spo­tka­niem byłem pewien, iż po 90 minu­tach gry (?) kon­to punk­to­we Ches zmia­nie nie ule­gnie. Zwy­cię­stwa nato­miast, choć odno­szo­ne tak rzad­ko, spra­wia­ją radość kil­ku­krot­nie więk­szą niż za cza­sów Beni­te­za, gdy były one dla nas czymś w rodza­ju chle­ba powszech­ne­go.

Tak więc panie Koeman, wyko­nał pan dobrą robo­tę.