
¿A dónde vas Mauricio? fot. Superdeporte
“Mizerna”, “makabryczna”, “upiorna”, “katastrofalna”, “beznadziejna” – takimi przymiotnikami określali grę Valencii w meczu z Malagą komentatorzy Canal+ Sport. Brawa dla Przemysława Pełki i Leszka Orłowskiego za najbardziej trafne określenie tego co na boisku wyczyniali podopieczni Pellegrino. Gdyby jeszcze któremuś z panów wyrwało się słowo “żenująca” – to ten wachlarz przymiotników byłby już pełny.
Dawno już nie widziałem tak słabo grającej Valencii. Chociaż “słabo” to niekoniecznie adekwatne określenie w tym wypadku. Piłkarze z Mestalla zostali skarceni, sprowadzeni do narożnika i ośmieszeni. Kompletny brak pomysłu na grę, niefrasobliwość w zagraniach obronnych i zupełny brak “chemii” pomiędzy poszczególnymi piłkarzami i formacjami był aż nadto widoczny. O grze Nietoperzy w tym spotkaniu nie można powiedzieć absolutnie nic dobrego. Nic.
Sam wynik nie oddaje obrazu tego co działo się na boisku. Kibic, który nie oglądał tego spotkania zapewne złapał się za głowę po zobaczeniu końcowego rezultatu, ale on i tak jest w lepszej sytuacji. Sympatykowi Blanquinegros zaś, który miał wątpliwą przyjemność tenże mecz oglądać, nic już dobrego humoru tego wieczora nie wróci. To jedno z tych wydarzeń, które chce się jak najszybciej zapomnieć. I nawet nie warto ich analizować, bo czasu nie starczyłoby na nic innego, a i o konstruktywne wnioski byłoby trudno.
Ta porażka jest bolesna nie tylko z powodu fatalnego obrazu jaki po sobie zostawia. Jak wiemy Malaga jest naszym bezpośrednim rywalem w walce o Ligę Mistrzów i dziś pokazała wyraźnie kto zasługuje na przywilej gry w tych elitarnych rozgrywkach.
Nie chciałbym być teraz w skórze Pellegrino, za to bardzo chciałbym wiedzieć o czym myśli Llorente. Być może w tym wypadku przydałoby mu się trochę słynnej niecierpliwości Abramowicza? Fakt jest taki, że Valencia od czasów Beniteza nie miała dobrego trenera. Trenera z charakterem i charyzmą, który mógłby zrobić z tej wieży babel drużynę choćby z odrobiną pomysłu na grę. Nie był nim Flores, nie był Emery i dziś wiemy także, że nie jest nim Pellegrino.
Ten ostatni stoi właśnie przed nie lada wyzwaniem poskładania drużyny w całość po czymś, o czym chyba każdy w sztabie ekipy z Mestalla chciałby już zapomnieć. Nawet jeśli mu się to uda, to pozostaje pytanie: jak daleko można zajść ciułając punkty przy wsparciu własnych kibiców by później kompromitować się na boisku któregoś z ligowych rywali?
Dziś chyba wszyscy wolelibyśmy, aby ostatnia litera w nazwisku trenera Valencii była nieco inna.