Choleryk i showman. Dlaczego Unai Emery musi odejść?

Bycie kibi­cem Valen­cii nie nale­ży do naj­więk­szych przy­jem­no­ści. Szczy­tem marzeń w lidze jest trze­cia loka­ta, oku­po­wa­na kon­se­kwent­nie od dwóch lat. Taki wynik zado­wa­la wszyst­kich, od pre­ze­sa po klu­bo­wą sprzą­tacz­kę.

Moż­li­wo­ści roz­wo­ju też są nie­wiel­kie. “Nie­to­pe­rze” do dzi­siaj odczu­wa­ją reper­ku­sje fatal­ne­go zarzą­dza­nia klu­bem przed kil­ko­ma laty. Valen­cia to okno wysta­wo­we dla naj­lep­szych klu­bów świa­ta. Jeśli masz pie­nią­dze, możesz kupić każ­de­go pił­ka­rza. Nawet naj­więk­szą gwiaz­dę. Dość powie­dzieć, że w prze­cią­gu ostat­nich trzech sezo­nów z zespo­łu ode­szło pię­ciu mistrzów świa­ta z RPA. Raul Albiol, David Vil­la, Car­los Mar­che­na, David Silva i Juan Mata. Czwar­ty sezon Una­ia Emery’ego w roli szko­le­niow­ca może być jego ostat­nim. Dla­cze­go?

Naj­prost­sza odpo­wiedź brzmi — fatal­na for­ma Valen­cii. Sie­dem punk­tów w ośmiu spo­tka­niach Pri­me­ra Divi­sion w tym roku to cały doro­bek “Los Ches”. Jedy­ne zwy­cię­stwo przy­szło w szó­stym meczu, jed­nak zwy­cię­stwo z 19 w tabe­li Spor­tin­giem Gijon na nikim wra­że­nia nie robi. Fakt, że dru­ży­na z Mestal­la nadal oku­pu­je trze­cie miej­sce w tabe­li zawdzię­cza tyl­ko nie­rów­nej for­mie rywa­li. Czwar­te Levan­te w ostat­nich ośmiu spo­tka­niach zebra­ło… czte­ry punk­ty. Przed prze­rwą zimo­wą stra­ta do Bar­ce­lo­ny wyno­si­ła sześć oczek. Dzi­siaj to już czter­na­ście punk­tów. Jed­nak odpo­wiedź na pyta­nie dla­cze­go Eme­ry musi odejść nie jest łatwa. Jego zwią­zek z klu­bem od począt­ku nie nale­żał do naj­ła­twiej­szych.

Sza­lo­ny Bask” sta­nął przed nie­zwy­kle trud­nym zada­niem. Per­spek­ty­wa obję­cia dru­ży­ny roz­sa­dzo­nej wewnętrz­ny­mi kon­flik­ta­mi, zarów­no wśród pił­ka­rzy jak i — może w szcze­gól­no­ści — we wła­dzach klu­bu, przy­po­mi­na­ją­ce­go finan­so­wą ruinę, nie­zdol­ną do skoń­cze­nia budo­wy nowe­go sta­dio­nu dla wie­lu sta­no­wi­ła­by prze­szko­dę nie do omi­nię­cia. Fani Valen­cii do dziś budzą się w nocy z krzy­kiem przy­po­mi­na­jąc sobie rzą­dy Ronal­da Koema­na na ław­ce tre­ner­skiej. Nie każ­dy pod­jął­by się takie­go wyzwa­nia. Zwłasz­cza będąc, ujmij­my to po imie­niu, tre­ner­skim żół­to­dzio­bem. Eme­ry osią­gał kapi­tal­ne wyni­ki, znacz­nie ponad ocze­ki­wa­nia zarów­no w Lor­ce jak i Alme­rii, jed­nak w Pri­me­ra Divi­sion spę­dził tyl­ko jeden sezon. Naj­młod­szy tre­ner w histo­rii “Nie­to­pe­rzy” miał wnieść powiew świe­żo­ści do skost­nia­łe­go nie­co orga­ni­zmu Valen­cii.

Po czte­rech latach jego czas powo­li prze­mi­ja. Trud­no jed­nak powie­dzieć, dla­cze­go tak musi się stać, dla­cze­go na Mestal­la musi zawi­tać nowa mio­tła. Dzi­siaj Valen­cia pozba­wio­na jest zupeł­nie ambi­cji, osią­gnę­ła swój punkt kry­tycz­ny. Z obec­nym tre­ne­rem nie wzbi­je się wyżej. “Mamy trze­cie miej­sce w lidze, wszyst­ko inne jest nie­waż­ne”, zda­ją się mówić pił­ka­rze wraz z tre­ne­rem. Brak ambi­cji oraz samo­za­do­wo­le­nie aż bije po oczach. Eme­ry budził od dłuż­sze­go cza­su mie­sza­ne uczu­cia w więk­szo­ści kibi­ców “Los Ches”. Do ostat­nie­go meczu z Bar­ce­lo­ną. Dru­zgo­cą­ca poraż­ka 1–5 prze­la­ła cza­rę gory­czy. To i tak był naj­niż­szy wymiar kary, gdyż Die­go Alves uwi­jał się w bram­ce “Nie­to­pe­rzy” jak w ukro­pie. Eme­ry nigdy nie poko­nał “Dumy Kata­lo­nii”, mimo iż miał na to aż dzie­więć oka­zji. Pro­ble­mem Valen­cii są spo­tka­nia z poten­ta­ta­mi. Być może to kwe­stia psy­chi­ki, gdyż “Nie­to­pe­rze” potra­fią obej­mo­wać pro­wa­dze­nie oraz dalej nacie­rać na bram­kę bar­dziej reno­mo­wa­nych rywa­li. Koniec zawsze jest taki sam. Dru­zgo­cą­ca poraż­ka. Po week­en­do­wej wpad­ce z Sevil­lą nie wytrzy­mał nawet pre­zes Manu­el Llo­ren­te.

Jego ner­wy powo­li pusz­cza­ją. Kibi­ce żegna­li Emery’ego oraz jego pod­opiecz­nych gwiz­da­mi. Może w kolej­nych spo­tka­niach ujrzy­my festi­wal bia­łych chu­s­te­czek, któ­ry­mi w Hisz­pa­nii żegna­no już bar­dziej reno­mo­wa­nych szko­le­niow­ców. Mino­ro­we nastro­je są rów­nież widocz­ne na try­bu­nach. Mestal­la ani razu nie wypeł­ni­ła się w tym sezo­nie po brze­gi, śred­nia kibi­ców nie prze­kra­cza nawet 40 tys. By ten stan rze­czy zmie­nić, zde­cy­do­wa­no się nawet na obni­że­nie bile­tów na zbli­ża­ją­ce się spo­tka­nie z PSV Ein­dho­ven. Eme­ry zapo­wia­da wal­kę o zwy­cię­stwo w Lidze Euro­py, ale to tyl­ko puchar pocie­sze­nia. Z naj­bar­dziej eli­tar­ny­mi roz­gryw­ka­mi “Nie­to­pe­rze” poże­gna­ły się po fazie gru­po­wej. Awan­se do kolej­nych faz są nie­sa­mo­wi­cie waż­ne ze wzglę­du na gra­ty­fi­ka­cje finan­so­we. Każ­da pre­mia jest na wagę zło­ta. Ale o czym tu mówić, jeśli Valen­cia potra­fi zre­mi­so­wać z Genk, by następ­nie odpra­wić Bel­gów sze­ścio­ma bram­ka­mi.

Sta­bil­ność for­my jak widać nie jest naj­moc­niej­szą stro­ną Valen­cii. Sce­na­riusz od kil­ku sezo­nów jest podob­ny — świet­ny start roz­bu­dza ape­ty­ty przy­naj­mniej na pod­ję­cie wal­ki z madryc­ko-kata­loń­skim duo. Po kil­ku kolej­kach nastro­je są jed­nak stu­dzo­ne, nastę­pu­je okres sta­bi­li­za­cji na ostat­nim miej­scu podium. Szan­są odku­pie­nia jest Copa del Rey. Valen­cia z tej oka­zji nie korzy­sta. Tego­rocz­ne doczła­pa­nie się w bólach do pół­fi­na­łu jest przy­pad­kiem odosob­nio­nym, ano­ma­lią nie mają­cą miej­sca od czte­rech lat.
Idąc dalej tro­pem sła­bych stron “Los Ches” nie moż­na nie zwró­cić uwa­gi na zbyt­nią agre­sję. Pod wzglę­dem licz­by kar­tek Valen­cia jest na czwar­tym miej­scu w lidze. Aż pięć razy koń­czy­ła mecz w nie­peł­nym skła­dzie. Do tego docho­dzi zupeł­nie nie­po­ukła­da­na defen­sy­wa, przy któ­rej mitycz­na staj­nia Augia­sza sta­no­wi wzór porząd­ku oraz zdy­scy­pli­no­wa­nia. Linia obro­ny potra­fi raz zagrać po pro­fe­sor­sku, by innym razem poty­kać się o wła­sne nogi niczym Dariusz Pie­tra­siak w ostat­nim meczu z Legią. Błę­dy indy­wi­du­al­ne pro­wa­dzą do kata­strof.

Valen­cia potra­fi wygry­wać prze­gra­ne już wyda­wa­ło­by się spo­tka­nia, zda­rza się jej rów­nież prze­gry­wać spo­tka­nia w trak­cie któ­rych kibi­ce już dopi­sy­wa­li trzy oczka swo­jej eki­pie. Dwa skraj­ne przy­pad­ki — w pierw­szej kolej­ce “Nie­to­pe­rze” prze­gry­wa­ły już 1–3 z Racin­giem San­tan­der. Mecz uda­ło się wygrać dzię­ki hat-tric­ko­wi Sol­da­do, dwie bram­ki zosta­ły zdo­by­te już po 88. minu­cie. W wyjaz­do­wym spo­tka­niu z Beti­sem Valen­cia pro­wa­dzi­ła 1–0 do 90. minu­ty. Prze­gra­ła. Dzię­ki temu mecze z udzia­łem “Ches” są zawsze atrak­cyj­ne, ale czy wła­śnie o to cho­dzi tre­ne­ro­wi oraz pił­ka­rzom?

Unai Eme­ry w ostat­nim meczu z Sevil­lą po raz dwu­set­ny zasiadł na ław­ce tre­ner­skiej Valen­cii. Szan­sa na set­ne zwy­cię­stwo zosta­ła zaprze­pasz­czo­na. Filo­zo­fia Baska nie zda­je egza­mi­nu. “Gra­łem kie­dyś w sza­chy i szyb­ko dostrze­głem, że pił­ka noż­na ma w sobie wie­le ele­men­tów z tej gry. Pił­ka­rze nie poru­sza­ją się oczy­wi­ście tyl­ko w okre­ślo­nych kie­run­kach, ale możesz nauczyć ich wie­lu rze­czy, sche­ma­tów, do któ­rych powin­ni się sto­so­wać. Zawod­ni­cy są narzę­dzia­mi, któ­rych tre­ner powi­nien użyć we wła­ści­wy spo­sób.” Z tego powo­du czę­sto porów­ny­wa­ny jest do Rafy Beni­te­za, ostat­nie­go tre­ne­ra, któ­ry zdo­był z Valen­cią mistrzo­stwo. Eme­ry, nie­gdyś zwo­len­nik wysta­wia­nia żela­znej jede­nast­ki jest od dłuż­sze­go cza­su zwo­len­ni­kiem beni­te­zow­skiej rota­cji. Przez ponad 80 spo­tkań potra­fił nie wysta­wiać dwu­krot­nie z rzę­du tego same­go skła­du. Wie­lo­krot­nie oprócz nazwisk zmie­nia się rów­nież sama tak­ty­ka. Na tym podo­bień­stwa się nie koń­czą. Oby­dwaj korzy­sta­ją z nowo­cze­snych tech­no­lo­gii, aktyw­nie uczest­ni­czą w tre­nin­gach, wyka­zu­ją rów­nież podob­ne zaan­ga­żo­wa­nie w pra­cę. Tre­ning zaczy­na się o 10:30? Eme­ry w klu­bie zja­wia się już o 9. “Zawsze powta­rzam, że 24 godzi­ny to zbyt mało cza­su na fut­bol”.

Bask sta­wia na bli­skie rela­cje ze swo­imi pod­opiecz­ny­mi. Sta­ra się ich zro­zu­mieć, jed­no­cze­śnie jed­nak zacho­wu­jąc odpo­wied­ni dystans oraz sta­ra się nie zabu­rzać hie­rar­chii. Z jego wyczy­nów przy linii bocz­nej śmie­je się cała Hisz­pa­nia. Karie­rę w pan­to­ni­mie Eme­ry ma zagwa­ran­to­wa­ną. Furo­rę robi fil­mik, gdzie jego gesty przy­rów­ny­wa­ne są kolej­no do zacho­wa­nia mata­do­ra, poli­cjan­ta kie­ru­ją­ce­go ruchem czy do legen­dar­ne­go Rocky’ego Bal­boa

W trak­cie spo­tka­nia sta­ram się być bli­sko gry by upew­nić się, że pił­ka­rze dają z sie­bie wszyst­ko oraz są na pozy­cjach, na któ­rych chcę ich widzieć”, tłu­ma­czy swo­je zacho­wa­nie. “Chcę być tak bli­sko jak to tyl­ko moż­li­we, zachę­cać oraz wywie­rać pre­sję, ale zawsze w pozy­tyw­nym tego sło­wa zna­cze­niu”.

Feno­me­nem są rów­nież podej­mo­wa­ne przez Baska decy­zje w trak­cie spo­tkań. Fatal­ne, nie­uza­sad­nio­ne niczym zmia­ny powo­du­ją pal­pi­ta­cje ser­ca nawet u naj­bar­dziej doświad­czo­nych kibi­ców. Czym to może być spo­wo­do­wa­ne? Czy emo­cje zbyt­nio się udzie­la­ją Emery’emu, zakłó­ca­ją jego pro­ce­sy myślo­we, przez co doko­nu­je złych wybo­rów? Nie jest to wyklu­czo­ne, cho­ciaż sam uwa­ża, że chłod­na gło­wa oraz racjo­nal­ne myśle­nie jest szcze­gól­nie przy­dat­ne w prze­rwie. Nie jest typem dyk­ta­to­ra — pił­ka­rze bio­rą czyn­ny udział w pro­ce­sie two­rze­nia tak­ty­ki, zgła­sza­ją swe uwa­gi. Po pro­stu dys­ku­tu­ją. Co cie­ka­we, poziom zde­ner­wo­wa­nia nie jest uza­leż­nio­ny od wyni­ku. Potra­fi być bar­dziej wście­kły gdy Valen­cia wygry­wa, niż gdy prze­gry­wa.

Finan­se, o czym już wspo­mi­na­łem, unie­moż­li­wia­ją doko­ny­wa­nie wiel­kich zaku­pów. Na tym polu Eme­ry radzi sobie jed­nak nad­spo­dzie­wa­nie dobrze. Tra­cąc co roku przy­naj­mniej jed­ne­go czo­ło­we­go zawod­ni­ka zawsze znaj­du­je jego tań­szy odpo­wied­nik, spi­su­ją­cy się nie­wie­le gorzej. Nikt już nie pła­cze po Davi­dzie Vil­li, sko­ro za ok. 30% sumy z jego trans­fe­ru spro­wa­dzo­no Rober­to Sol­da­do oraz Arit­za Adu­ri­za. Zmia­na wyko­naw­ców odbi­ła się na dru­ży­nie mniej niż się tego spo­dzie­wa­no, a naj­bar­dziej z tego wszyst­kie­go zado­wo­lo­ny jest księ­go­wy. Kupie­nie Jona­sa Gon­ca­lve­sa za nie­wie­le ponad milion euro to jed­na z naj­lep­szych inwe­sty­cji w Euro­pie w ostat­nich latach bio­rąc pod uwa­gę sto­su­nek jako­ści do ceny. Bra­zy­lij­czyk wyko­nał w Walen­cji ogrom­ny postęp, cze­go zwień­cze­niem stał się debiut w repre­zen­ta­cji. Od tego cza­su regu­lar­nie jest powo­ły­wa­ny na zgru­po­wa­nia kadry. Oczy­wi­ście, zda­rza­ły się rów­nież nie­wy­pa­ły trans­fe­ro­we — wystar­czy tu przy­wo­łać Cho­rie­go Domin­gu­eza — jed­nak nie były one tak kosz­tow­ne, ze wzglę­du na niskie kwo­ty odstęp­ne­go lub ich brak, jak w przy­pad­ku Argen­tyń­czy­ka.

For­mu­ła pra­cy Una­ia Emery’ego w Valen­cii wyda­je się wypa­lać. Nie jest to niczy­ja wina. Bask jest bar­dzo dobrym tre­ne­rem, jed­nym z czo­ło­wych przed­sta­wi­cie­li mło­de­go poko­le­nia — tre­ne­rów w peł­ni zaan­ga­żo­wa­nych w pra­cę, będą­cych praw­dzi­wy­mi fana­ty­ka­mi pił­ki noż­nej, czer­pią­cych peł­ny­mi gar­ścia­mi z dobro­dziejstw nowo­cze­snej tech­no­lo­gii. Bask popeł­nia jed­nak swo­je błę­dy, podob­nie jak i Valen­cia, któ­ra w obec­nej chwi­li jest nie­zdol­na do jakie­go­kol­wiek roz­wo­ju. Sta­gna­cja. Naj­bliż­sze lata mają być okre­sem sta­bi­li­za­cji, regu­lar­nej gry w Lidze Mistrzów. Wszyst­ko po to, by wresz­cie wyjść na pro­stą, przy oka­zji skoń­czyć budo­wę Nuevo Mestal­la.

Dzi­siaj Valen­cia jest zlep­kiem gra­czy pozba­wio­nych ambi­cji, zado­wo­lo­nych z tego co już mają. Wiecz­ne pre­ten­sje skie­ro­wa­ne do całe­go świa­ta, kłót­nie, brak poko­ry. To nie są pił­ka­rze mogą­cy sobie pozwo­lić na takie zacho­wa­nia. Takie pra­wo mają tyl­ko naj­więk­si. Zawod­ni­cy Valen­cii posia­da­ją swo­je ogra­ni­cze­nia. Nie­licz­ni mają szan­sę gry na naj­wyż­szym pozio­mie, zare­zer­wo­wa­nym dla wyjąt­ko­wych. Nad Mestal­la zawi­ta­ło wid­mo spor­to­wej degren­go­la­dy. Eme­ry robi dobrą minę do złej gry, fani już tego nie kupu­ją. Jego przy­go­da w klu­bie przy­po­mi­na rol­ler­co­aster. Kibi­ce nie­jed­no­krot­nie postu­lo­wa­li o jego kano­ni­za­cję, by następ­ne­go dnia prze­ga­niać go z klu­bu.

Wąt­pli­we jed­nak by Bask nie dokoń­czył sezo­nu. Być może wraz Manu­elem Llo­ren­te w czerw­cu poda­dzą sobie rękę oraz podzię­ku­ją za wspól­ne czte­ry lata. Uda­ny okres. Dro­gi oby­dwu panów roz­cho­dzą się, jed­nak mają gdzie pójść. Emery’ego podob­no obser­wu­ją przed­sta­wi­cie­le Chel­sea, nie­śmia­ło prze­bą­ku­je się o zain­te­re­so­wa­niu Arse­na­lu. Praw­do­po­dob­nie to tyl­ko plot­ki, lecz poka­zu­ją one pozy­cję hisz­pań­skie­go szko­le­niow­ca na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej. Kto mógł­by go zastą­pić na Mestal­la? Na ryn­ku szko­le­niow­ców wol­ni są Manu­el Pre­cia­do, Gre­go­rio Man­za­no czy Rafa Beni­tez. Świet­ne wyni­ki w Espa­ny­olu osią­ga Mau­ri­cio Pochet­ti­no. Moim marze­niem jest Mar­ce­lo Biel­sa, cho­ciaż szan­se na jego zatrud­nie­nie są naj­mniej­sze. Kto jed­nak zabra­nia marzyć? Kibi­ce Valen­cii codzien­nie myślą o powro­cie do sytu­acji nie­mal sprzed deka­dy. Gdy Real i Bar­ce­lo­na regu­lar­nie oglą­da­ły ple­cy “Nie­to­pe­rzy” w tabe­li ligo­wej. Może taki czas nie­dłu­go nasta­nie?