Spór o miejsce rozegrania finału

  •   Naj­więk­szą kon­tro­wer­sją w hisz­pań­skiej pił­ce jest teraz wybór are­ny, na któ­rej zosta­nie roze­gra­ny finał Copa del Rey.
  •  Ath­le­tic oraz Bar­ce­lo­na popro­si­ły o udo­stęp­nie­nie San­tia­go Ber­na­béu.
  •  Kibi­ce Realu Madryt oba­wia­ją się wid­ma Bar­ce­lo­ny świę­tu­ją­cej zdo­by­cie tro­feum na ich sta­dio­nie.

Nawet jeśli nie cho­dzi o nich, cho­dzi o nich. Przez ostat­nie dni jed­nym z naj­waż­niej­szych tema­tów w Hisz­pa­nii jest finał Pucha­ru Kró­la: gdzie­kol­wiek nie spoj­rzysz, są pochło­nię­ci tym samym, zna­jo­mym tema­tem. Prze­siąk­nię­ci tą samą nie­na­wi­ścią i podejrz­li­wo­ścią, co przy­wo­łu­je zna­ną kwe­stię – nie­ustan­ne poszu­ki­wa­nie, by poczuć się obra­żo­nym, by poka­zać niż­szość moral­ną dru­giej stro­ny. Argu­ment niczym z pia­skow­ni­cy: Ty zaczą­łeś, nie­praw­da to ty zaczą­łeś. Wy jeste­ście źli, nie to wy jeste­ście. Wyda­je się, że każ­dy i wszę­dzie mówi o rywa­li­za­cji Realu Madryt i Bar­ce­lo­ny i jak zosta­nie roze­gra­na spra­wa fina­łu.

Co z tego? To, że Real Madryt nie dotarł do fina­łu. Awan­so­wa­ły tam Ath­le­tic i Bar­ce­lo­na. Dwa lata temu wspo­mnia­ne klu­by spo­tka­ły się na Mestal­la w Walen­cji. Sta­dion pomie­ścił 52 tysią­ce widzów; ponad 15 tysię­cy zosta­ło na zewnątrz; inni ugrzęź­li w domu. To pierw­szy finał, w któ­rym zagrał Ath­le­tic od 1985 roku i jego kibi­ce byli zde­spe­ro­wa­ni, żeby obej­rzeć go na żywo. Pró­bo­wa­li wszyst­kie­go, byle dostać wej­ściów­ki. Dla tysię­cy z nich, pró­by zakoń­czy­ły się nie­po­wo­dze­niem – ale i tak poje­cha­li do Walen­cji, licząc na dobrą atmos­fe­rę, nawet jeśli nie uda się wejść na sta­dion.

Dwa lata póź­niej powtó­rzył się skład, jed­nak dru­ży­ny nie chcą powtór­ki tam­te­go sce­na­riu­sza. Oba klu­by chcą wystą­pić na naj­więk­szym moż­li­wym sta­dio­nie. Z oczy­wi­stych wzglę­dów odpa­da Camp Nou (pojem­ność 99 tysię­cy), dla­te­go zosta­je opcja San­tia­go Ber­na­béu. Miej­sce jest ide­al­ne. Mie­ści 85 tysię­cy kibi­ców – inny­mi sło­wy, po 15 tysię­cy bile­tów wię­cej dla każ­de­go z fina­li­stów – i jest w przy­bli­że­niu tak samo bli­skie dla zain­te­re­so­wa­nych.

W ponie­dzia­łek rano, w biu­rach Hisz­pań­skie­go Związ­ku Pił­kar­skie­go w Las Rozas nie­opo­dal Madry­tu, odby­ła się nara­da. Dwa klu­by popro­si­ły ofi­cjal­nie o wyzna­cze­nie Ber­na­béu na gospo­da­rza fina­łu. „Ber­na­béu było­by ide­al­ne, to nasz pierw­szy wybór” – zapew­nił pre­zy­dent Ath­le­tic, Josu Urru­tía. „Nasze sta­no­wi­sko jest jasne, repre­zen­tu­je­my zda­nie wie­lu fanów”. Dyrek­tor Bar­ce­lo­ny Toni Fre­ixa dodał: „chce­my tere­nu, któ­ry speł­ni dwa wymo­gi – naj­więk­szą moż­li­wą pojem­ność oraz będzie rów­no odle­gły dla każ­de­go z klu­bów. Ber­na­béu to naj­lep­sze roz­wią­za­nie”.

Niby nic skom­pli­ko­wa­ne­go, a jed­nak…

Poja­wia się jed­nak pewien pro­blem. Real Madryt nie chce orga­ni­zo­wać tego fina­łu. Cho­ciaż trzy­ma­no to w tajem­ni­cy, w ubie­głą nie­dzie­lę dyrek­tor i były pił­karz klu­bu Emi­lio Butra­gu­eño powie­dział, że Zwią­zek został poin­for­mo­wa­na o tym, że Madryt w wyzna­czo­nym cza­sie będzie pro­wa­dził pra­ce budow­la­ne – pra­ce, któ­re zapla­no­wa­no na koniec sezo­nu, mniej wię­cej w poło­wie maja, na tydzień przed fina­łem. Odno­to­wa­no rów­nież fakt, iż Madryt chciał­by mieć sta­dion w peł­ni dostęp­ny na wypa­dek wygra­nia Ligi Mistrzów (20 maja). Wów­czas przy­pusz­czal­nie wspo­mnia­ne pra­ce nie doszły­by do skut­ku. Albo nie mia­ły­by zna­cze­nia.

Szcze­rze, wymów­ka pra­ca­mi zabrzmia­ła dokład­nie jak… wymów­ka. Wszyst­ko to wska­zu­je na inną przy­czy­nę: Madryt po pro­stu nie chce, aby Bar­ce­lo­na zdo­by­ła tro­feum na ich obiek­cie; nie widzi powo­du, dla któ­re­go miał­by gościć swo­je­go rywa­la. Z pew­no­ścią nie życzy sobie, żeby Bar­ce­lo­na feto­wa­ła try­umf na ich tere­nie. Pamięć wyda­rzeń z 2010 roku jest wciąż świe­ża: śle­pa pani­ka opa­no­wa­ła Madryt, kie­dy Bar­ce­lo­na mia­ła moż­li­wość zagra­nia fina­łu Cham­pions League na ich sta­dio­nie. Tym­cza­sem, dla Bar­ce­lo­ny, miej­sce roze­gra­nia fina­łu było pew­nym smacz­kiem: to było jak zaka­za­na przy­jem­ność, coś lek­ko per­wer­syj­ne­go, pozy­tyw­nie nie­przy­zwo­ite­go. Czy była lep­sza oka­zja utar­cia nosa Realo­wi?

Jak się oka­za­ło, do celu doszło Inter­na­zio­na­le, póź­niej­szy try­um­fa­tor roz­gry­wek. Decy­zja o zor­ga­ni­zo­wa­niu fina­łu zosta­ła pod­ję­ta na dłu­go przed roz­po­czę­ciem tur­nie­ju, lecz im bli­żej było koń­co­we­go roz­strzy­gnię­cia, do któ­re­go przy­bli­ża­ła się Bar­ce­lo­na, tym strach sta­wał się bar­dziej nama­cal­ny. W klu­bie zna­la­zło się wie­le osób wście­kłych na Ramó­na Cal­de­ró­na za zgło­sze­nie się na gospo­da­rza tego wyda­rze­nia – gdy­by Madryt dotrwał do fina­łu, reak­cja była­by zgo­ła odmien­na. Nie cho­dzi tyl­ko o fakt, że wygrał Puchar Euro­py czy wyeli­mi­no­wał Bar­ce­lo­nę, co wpły­nę­ło na tak dużą popu­lar­ność José Mourin­ho w sto­li­cy, ale przede wszyst­kim oszczę­dził im koń­ca ich świa­ta.

Copa del Rey może nie być aż tak waż­ne, jed­nak i tak kibi­ce Realu nie chcą by Barça wygra­ła na ich sta­dio­nie. Wspo­mi­na­ją rok 1997, kie­dy Bar­ce­lo­na urzą­dzi­ła sobie rund­kę wokół mura­wy przy akom­pa­nia­men­cie ich hym­nu. Praw­dę powie­dziaw­szy, to nie było nic takie­go, ale i tak zabo­la­ło. W Bar­ce­lo­nie uzna­li to za komicz­ne.

Tydzień temu, gdy Real Madryt poko­nał Levan­te 4:2 i powięk­szył prze­wa­gę nad wice­li­de­rem do dzie­się­ciu punk­tów, wir­tu­al­nie zapew­nia­jąc sobie tytuł na 16 kole­jek przed koń­cem, kibi­ce śpie­wa­li: „Finał pucha­ru nie może zostać roze­gra­ny tutaj”. Po spo­tka­niu, José Mourin­ho zapew­nił, że nie zale­ży mu na tym – „mogą zor­ga­ni­zo­wać go w Chi­nach”. W każ­dym klu­bie była­by to logicz­na odpo­wiedź. W Madry­cie, tym bar­dziej: w koń­cu jest to klub, któ­re­go wła­ści­cie­la­mi się jego człon­ko­wie. Jest coś nie­wła­ści­we­go w pró­bie wymu­sze­nia na klu­bie orga­ni­za­cji wyda­rze­nia, z któ­rym nie chce już mieć nic wspól­ne­go.

Mimo wszyst­ko, Madryt to klub, któ­ry chlu­bi się okre­śle­niem club señor, klub dżen­tel­meń­ski, lep­szy od pozo­sta­łych. Zaofe­ro­wa­nie swo­je­go sta­dio­nu na rzecz orga­ni­za­cji fina­łu, jak robią to klu­by w każ­dym sezo­nie, wzmoc­ni­ło­by ten sta­tus. Dało­by rów­nież 33% z zysków oraz pod­kre­śli­ło wybit­ność San­tia­go Ber­na­béu. Lokal­ni han­dla­rze z pew­no­ścią chcą tego fina­łu: przy­by­cie 80 tysię­cy gości zwięk­szy­ło­by popyt na poko­je hote­lo­we czy miej­sca w restau­ra­cjach. Madryt nie­raz pod­kre­ślał jak pod­nie­sie­nie ran­gi sto­li­cy w kra­ju czy na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej wpły­nę­ło rów­nież na klub. Finał jest następ­ną oka­zją, by tyl­ko ją wzmoc­nić.

Poja­wia się rów­nież inny argu­ment – któ­re­go madryc­cy kibi­ce nie bio­rą pod uwa­gę – suge­ru­ją­cy, że Real powi­nien czuć się dum­ny z bycia gospo­da­rzem fina­łu. To sym­bol jego sta­tu­su. Mógł­by rów­nież popra­wić nad­szarp­nię­te rela­cje z Bar­ce­lo­ną.

Poza tym, wspo­mi­na­jąc rywa­li­za­cję Bar­ce­lo­ny oraz Realu, zawsze poja­wia się róż­na nar­ra­cja. W Madry­cie nie­zmien­nie szy­dzi się z obse­sji Bar­ce­lo­ny na ich punk­cie. Bar­ce­lo­na cier­pi, zda­niem madryt­czy­ków, na Madri­di­tis – obse­sję, któ­ra ujaw­nia ich małost­ko­wość i para­no­ję. Madri­di­tis to wyraz sła­bo­ści Barçy.

Pisząc pro­ściej: Bar­ce­lo­na ma Realo­fo­bię, wykształ­ci­ła w sobie kom­pleks ofia­ry, pod­czas gdy Madryt po pro­stu nie przej­mu­je się Bar­ce­lo­ną – to tyl­ko wzmac­nia ich legen­dę. To uczy­ni­ło Real wiel­kim a Bar­ce­lo­nę zgorzk­nia­łą. Powścią­gli­wość była lep­sza. Dla­cze­go mamy się mar­twić tym, co zro­bi­ła Bar­ce­lo­na? Niech zacho­wu­ją się tak, jak uwa­ża­ją; nie jeste­śmy zain­te­re­so­wa­ni. Jeste­śmy ponad tym.

Co teraz? Pod­sta­wo­wym obo­wiąz­kiem Flo­ren­ti­no Pére­za jest wysłu­cha­nie kibi­ców. Jeśli oni nie życzą sobie, by Bar­ce­lo­na wystą­pi­ła na Ber­na­béu, musi wziąć to pod uwa­gę. Odmo­wa przy­ję­cia roli gospo­da­rza ozna­cza nato­miast  pod­ko­pa­nie wize­run­ku.

Nie­któ­rzy przy­pusz­cza­ją, że to zwy­czaj­ny rewanż za rok 2004, w któ­rym Bar­ce­lo­na odmó­wi­ła orga­ni­za­cji fina­łu mię­dzy Realem Madryt a Realem Sara­gos­są, dopro­wa­dza­jąc do meczu na 55-tysięcz­nym Mon­tju­ïc. Wstrze­mięź­li­wość w komen­ta­rzach jest umo­ty­wo­wa­na tam­tym fina­łem, nawet dla tych, któ­rzy obec­ne­go „nie” nie trak­tu­ją jako zemsty za wcze­śniej­sze „nie”: jeśli Bar­ce­lo­na nie pomo­gła nam, jak może pro­sić nas o pomoc? (Pomoc Ath­le­tic raczej nie jest bra­na pod uwa­gę). „Dla­cze­go nie mogli­śmy wystą­pić na Camp Nou w 2004 roku?” – pyta Guti, prze­ciw­sta­wia­ją­cy się odda­niu klu­czy do Ber­na­béu.

Sęk w tym, że poda­ne uza­sad­nie­nie nie jest praw­dzi­we: źró­dła w obu klu­bach i RFEF wyraź­nie stwier­dza­ją, że nie było żad­ne­go weto dla Camp Nou w 2004, zarów­no ze stro­ny Bar­ce­lo­ny, jak i innych. W przy­szło­ści to może oka­zać się praw­dą: odma­wia­jąc dzi­siaj, Real może napo­tkać się ze sprze­ci­wem Bar­ce­lo­ny czy Ath­le­tic w przy­szło­ści.

Inni podej­rze­wa­ją, że Real Madryt woli unik­nąć kibi­ców Ath­le­ti­ku oraz Bar­ce­lo­ny – Basków i Kata­loń­czy­ków – przy­by­wa­ją­cych na finał i wygwiz­du­ją­cych hisz­pań­ski hymn naro­do­wy czy kró­la Hisz­pa­nii, patro­na roz­gry­wek, jak mia­ło to miej­sce w 2009 roku na Mestal­la. (Co i tak jest wiel­ce praw­do­po­dob­ne, nie­za­leż­nie od wybra­ne­go obiek­tu: argu­ment, jako­by było to w jakiś spo­sób bar­dziej obraź­li­we dla fanów Madry­tu jest dzi­wacz­ny i wie­le mówią­cy. Nikt nie pytał ludzi w Walen­cji czy Sewil­li jak poczu­ją się, jeśli hymn naro­do­wy zosta­nie wygwiz­da­ny na ich sta­dio­nie). Oba­wia­ją się rów­nież uszko­dzeń sta­dio­nu.

W kil­ku sło­wach: dla­cze­go miał­bym zapra­szać kogoś, kogo nie lubię i kto nie darzy mnie szcze­gól­ną sym­pa­tią na mój sta­dion i zacho­wu­je się nie­ko­rzyst­nie w sto­sun­ku do mnie? To mój dom i zapra­szam tych, któ­rych lubię.

Teo­re­tycz­nie, hisz­pań­ski zwią­zek może zobli­go­wać dru­ży­nę do zor­ga­ni­zo­wa­nia fina­łu, ale tego nie zro­bi. W ponie­dzia­łek ogło­szo­no, że decy­zja zosta­nie pod­ję­ta w cią­gu dzie­się­ciu dni. Dla­cze­go, nie było do koń­ca jasne. Być może pomy­śla­no, że uda się wywrzeć jakąś pre­sję na Realu. Być może się uda, lecz to wąt­pli­we.

Alter­na­ty­wa…

Trze­ba się rozej­rzeć gdzieś indziej. Inny madryc­ki sta­dion, Vicen­te Cal­de­rón, odpa­da w przed­bie­gach, ponie­waż na ten sam dzień zapla­no­wa­no kon­cert zespo­łu Cold­play. Sewil­ska La Car­tu­ja mie­ści 57 600 widzów, lecz od Bar­ce­lo­ny dzie­li ją dzie­sięć godzin jaz­dy pocią­giem i tyle samo podró­ży dro­gą z Bil­bao. Mestal­la jest pew­nym roz­wią­za­niem, zresz­tą tak jak i przed dwo­ma laty. Tyle że wła­śnie w tym rzecz – wie­le fanów zosta­ło bez bile­tów. Ath­le­tic chce jak naj­wię­cej kibi­ców i tego naj­bar­dziej szko­da: w koń­cu cho­dzi prze­cież o kibi­ców cie­szą­cych się tym meczem.

Hisz­pa­nia nie ma sta­dio­nu naro­do­we­go. Tyl­ko dwa sta­dio­ny w kra­ju zmiesz­czą wię­cej niż 60 tys. widzów – Camp Nou oraz San­tia­go Ber­na­béu. Dla­cze­go by więc nie posta­no­wić o zosta­wie­niu kra­ju? Na przy­kład dla Wembley czy Saint-Denis?

Decy­zja ma zostać pod­ję­ta w cią­gu naj­bliż­szych dni. Tym­cza­sem kibi­ce wciąż cze­ka­ją, zasta­na­wia­ją się i mar­twią. Nie mogą zare­zer­wo­wać miej­sca w hote­lu, w pocią­gu czy w samo­lo­cie. To obna­ża praw­dzi­wy pro­blem w tym przy­krym bała­ga­nie, co jest nie­ste­ty dobrze nam zna­ne: nie­kom­pe­ten­cja hisz­pań­skich władz pił­kar­skich. Zamiast posta­no­wić o miej­scu roze­gra­nia fina­łu jesz­cze przed roz­po­czę­ciem sezo­nu, tak jak robi się to w przy­pad­ku Ligi Mistrzów – oraz jak uczy­nio­no w 2002 roku, kie­dy finał Copa del Rey zapla­no­wa­no na sta­dio­nie Realu, co mia­ło być jed­nym z ele­men­tów świę­to­wa­nia set­nej rocz­ni­cy powsta­nia klu­bu – zwle­ka się do cza­su, aż pozna­my dwój­kę fina­li­stów.

Usta­la­jąc miej­sce z wyprze­dze­niem, RFEF może nie unik­nąć gry jed­nej z dru­żyn na obiek­cie rywa­la, może nato­miast wszyst­kich na to przy­go­to­wać, pozby­wa­jąc się nie­na­wi­ści i podej­rzeń. Co wię­cej, może przy­go­to­wać na to kibi­ców. Tyl­ko czy ktoś się o nich kie­dy­kol­wiek trosz­czy? Prze­cież nie tyl­ko miej­sce roze­gra­nia fina­łu nie jest zna­ne: jeśli Bar­ce­lo­na zagra w fina­le Cham­pions League, finał kra­jo­we­go pucha­ru zosta­nie wyzna­czo­ny na 25 maja; jeśli nie, zosta­nie roze­gra­ny 20 maja. Naj­wy­raź­niej wybór daty i trzy­ma­nie się przy niej był zbyt skom­pli­ko­wa­ny.

Copa del Rey to naj­waż­niej­szy poje­dyn­czy mecz sezo­nu, spek­takl w kra­jo­wym kalen­da­rzu. Zna­my dru­ży­ny, któ­re w nim wystą­pią. Nie wie­my jed­nak kie­dy i gdzie. Co gor­sze, gdzieś tam w głę­bi wie­my, ze ta sytu­acja się powtó­rzy.

 Sid Lowe — Sports Illu­stra­ted