Málaga wciąż może dotrzeć do Ligi Mistrzów

Roz­cza­ro­wu­ją­ca posta­wa, brak zaufa­nia, roz­go­ry­cze­nie, opóź­nio­ne wypła­ty i brak przy­wódz­twa… Mimo to Mála­ga wciąż może zagrać w eli­mi­na­cjach do przy­szło­rocz­nej Ligi Mistrzów.

Tego lata wydat­ki net­to Mála­gi były wyż­sze niż kogo­kol­wiek inne­go na kra­jo­wym podwór­ku, wli­cza­jąc ich. Wspie­ra­na przez katar­skich wła­ści­cie­li, wysu­pła­ła bli­sko 60 milio­nów euro i kupi­ła dzie­wię­ciu zawod­ni­ków, przed­sta­wia­jąc ich pośród fajer­wer­ków i osza­la­łych z rado­ści kibi­ców na wypeł­nio­nym po brze­gi Rosa­le­da. Spro­wa­dzi­li mistrza kon­ty­nen­tu San­tie­go Cazor­lę, fina­li­stę mistrzostw świa­ta Jori­sa Mathij­se­na, dwu­krot­ne­go zwy­cięz­cę Ligue 1 Jérémy’ego Toula­la­na. Pod­pi­sa­li umo­wę z Ruudem van Nistel­ro­oijem, kró­lem strzel­ców w wie­lu ligach. A prze­cież już wcze­śniej mie­li na pokła­dzie Bestię.

Spro­wa­dzi­li Isco – naj­lep­sze­go pił­ka­rza jego poko­le­nia, zda­niem dyrek­to­ra spor­to­we­go Mála­gi. Wspo­mnia­ny dyrek­tor doglą­dał histo­rycz­ne­go wyczy­nu Sevil­li, czy­li pię­ciu tro­fe­ów w pięt­na­ście mie­się­cy oraz ata­ku na mistrza kra­ju, któ­ry trwał nie­mal do ostat­nie­go dnia; to czło­wiek, któ­ry odkrył Danie­go Alve­sa i spro­wa­dził go za mniej niż milion euro. Zatrud­ni­li Manu­ela Pel­le­gri­nie­go, szko­le­niow­ca któ­ry popro­wa­dził Vil­lar­re­al do pół­fi­na­łu Cham­pions League i dru­gie­go miej­sca w lidze, któ­ry już z Realem Madryt zdo­był naj­wię­cej punk­tów w lidze w histo­rii klu­bu. Pod­pi­sa­li nawet umo­wę z Fer­nan­do Hier­ro, któ­ry został dyrek­to­rem gene­ral­nym – Hier­ro to były kapi­tan Realu Madryt i dyrek­tor spor­to­wy Hisz­pań­skie­go Związ­ku Pił­kar­skie­go, ktoś kto wie jak pozy­ski­wać przy­ja­ciół i wpły­wać na ludzi. Oczy­wi­ście nie, żeby kto­kol­wiek suge­ro­wał, że to nie­zbęd­ne.

Poja­wił się rów­nież Die­go Buona­not­te i cho­ciaż ma naj­głup­szy śmiech na świe­cie, grać nie­co potra­fi. Z Osa­su­ny dołą­czył Nacho Mon­re­al, goto­wy by stać się nowym lewym obroń­cą repre­zen­ta­cji. Dro­gą innych podą­żył Joaqu­ín, któ­ry zwykł wykra­dać się ze swo­je­go poko­ju, aby poćwi­czyć swo­je umie­jęt­no­ści w wal­ce z byka­mi na miej­sco­wej are­nie. 30-latek rado­śnie wspo­mi­na, że do siód­me­go roku życia był kar­mio­ny pier­sią. „Gdy gra­li­śmy w pił­kę na pla­cu, inni bie­gli do fon­tan­ny, żeby się napić; ja bie­głem do mamy”. To mia­ło, jego zda­niem, uczy­nić go sil­nym. Kie­dyś uczy­ni­ło go rów­nież atrak­cyj­nym dla Realu Madryt i Chel­sea – nawet jeśli na wieść o tym, że jego ojciec rze­ko­mo pro­wa­dzi nego­cja­cje w Lon­dy­nie miał odpo­wie­dzieć: „Nie, mój tato sie­dzi na kana­pie, ze spodnia­mi pod­wie­szo­ny­mi powy­żej tył­ka, jak zwy­kle.”

W dniu pre­zen­ta­cji w Mala­dze, Joaqu­ín wziął mikro­fon i syp­nął następ­nym żar­tem.

Jest finał Ligi Mistrzów i facet zja­wia się spóź­nio­ny na sta­dio­nie. Szu­ka wol­ne­go miej­sca, ale nicze­go nie może zna­leźć. Nagle kątem oka dostrze­ga puste krze­seł­ko. Kie­dy się zbli­ża, kobie­ta obok mówi «możesz usiąść, jeśli chcesz». Facet jest zado­wo­lo­ny, ale nie prze­sta­je się zasta­na­wiać jak to moż­li­we, że nikt tutaj nie sie­dział; czy­je było to miej­sce?

«Moje­go męża», mówi kobie­ta.

«Gdzie jest twój mąż?»

«Zmarł».

«Przy­kro mi», odpo­wia­da facet, jed­nak dalej coś mu tutaj nie pasu­je. «Nie było kogoś zna­jo­me­go lub w rodzi­nie, kto mógł­by dzi­siaj zająć to miej­sce? Dla­cze­go nikt z tobą nie przy­szedł?»

«Ponie­waż wszy­scy są na pogrze­bie».”

Naj­pierw była cisza, prze­to­czy­ło się tum­ble­we­ed. Póź­niej jed­nak fani wyli ze śmie­chu. Tak jak i Joaqu­ín. To zabaw­ne, bo jest praw­dzi­we; w żar­cie była zawar­ta pew­na wia­do­mość. Finał to duże wyzwa­nie. Mála­ga może prze­cież dostać się do Ligi Mistrzów, nie­praw­daż? W koń­cu mówi się: w każ­dym żar­cie jest poło­wa praw­dy. Koniec koń­ców robi­li to, co trze­ba było. Wpraw­dzie wyda­li spo­rą sumę, lecz nie, jak to okre­ślił dyrek­tor spor­to­wy, tyle ile wyno­szą ceny szej­ków. Zain­we­sto­wa­li w sta­dion, a pod­czas gdy ćwi­czy­li na miej­skich obiek­tach, pra­co­wa­no nad nowym ośrod­kiem tre­nin­go­wym. Skom­po­no­wa­li impo­nu­ją­cy skład z dwo­ma zawod­ni­ka­mi na każ­dą pozy­cję i w dobrej róż­no­rod­no­ści wie­ko­wej; byli cier­pli­wi w sto­sun­ku do tre­ne­ra, mimo nie­usta­ją­cej pre­sji w poprzed­nim sezo­nie; mie­li rów­nież rację spro­wa­dza­jąc nie tyl­ko zawod­ni­ków, ale i „ludzi”. Słu­cha­jąc ich, w koń­cu pozbę­dziesz się wąt­pli­wo­ści czy to wszyst­ko ma sens.

Poza tym, musie­li­by­ście zoba­czyć bat­mo­bi­la zapar­ko­wa­ne­go nie­opo­dal ośrod­ka, żeby prze­ko­nać się, że w grę wcho­dzą nie­do­rzecz­nie duże kwo­ty.

Co wię­cej, byli ambit­ni, ale – poza Joaqu­ínem – o ambi­cjach nie mówi­li. Gdzieś tam w środ­ku, myśle­li jed­nak o euro­pej­skich pucha­rach. Może nawet o Lidze Mistrzów. Fani rów­nież: każ­dy kar­net został sprze­da­ny; Rosa­le­da mia­ła kom­plet widzów nie­mal cały sezon.

Jeśli już mowa o Lidze Mistrzów, Mála­ga dosta­je pomoc­ną dłoń. Stan­dar­do­wi kan­dy­da­ci znik­nę­li z pola widze­nia: Sevil­la pozby­ła się swo­je­go szko­le­niow­ca w środ­ku sezo­nu i jest gdzieś w dru­giej czę­ści tabe­li. Vil­lar­re­al zro­bił podob­nie i z led­wo­ścią utrzy­mu­je się nad stre­fą spad­ko­wą. Czwar­tą dru­ży­ną było – przez szes­na­ście kole­jek, na litość boską – Levan­te. A wygra­ło jedy­nie dwa z czter­na­stu spo­tkań. Teraz na tym miej­scu zna­lazł się Espa­ny­ol. Jeśli idzie o Atléti­co, cóż, w koń­cu to Atléti­co. Pod wodzą Die­go Sime­one są nie­po­ko­na­ni od sied­miu kole­jek, ale han­di­cap jaki dali Mala­dze to osob­na spra­wa. Dru­ży­na Mar­ce­lo Biel­sy robi naj­lep­sze wra­że­nie poza pierw­szą dwój­ką, ale kie­dy Ath­le­tic zyski­wał nowy styl, prze­grał trzy z pierw­szych czte­rech kole­jek.

Mála­ga wprost nie mogła mieć lep­szej oka­zji na zała­pa­nie się do Cham­pions League. Teraz wyglą­da to na żart, jed­nak naj­lep­szy numer to to, że wciąż może im się udać. 23 kolej­ki za nami, Mála­ga jest dzie­wią­ta. Bli­żej im do stre­fy spad­ko­wej niż do podium. W week­end poka­za­li się z dobrej stro­ny na San Mamés, bo nazbie­ra­li trzy­na­ście strza­łów tyl­ko w pierw­szej poło­wie, ale trzy gole Ath­le­tic w czte­ry minu­ty przy­nio­sły im dzie­sią­tą poraż­kę w sezo­nie. Wygra­li zale­d­wie dzie­więć razy – mniej niż poło­wę tego, co Real Madryt. Poza domem zwy­cię­ży­li jedy­nie dwu­krot­nie: 1:0 na Major­ce i 3:1 w San­tan­der. Bar­ce­lo­na i Real strze­li­li im po czte­ry gole. Co gor­sze, tak­że Gra­na­da. Ich bilans bram­ko­wy to -7.

Dobra wia­do­mość? Mála­ga nadal liczy się w rywa­li­za­cji o Ligę Mistrzów: być może naj­pierw trze­ba by poko­nać pię­ciu kon­ku­ren­tów, ale w lidze, gdzie pierw­sza dwój­ka (plus Valen­cia) jest dale­ko przed sku­pio­nym pele­to­nem, są tyl­ko dwa punk­ty za czwar­tą pozy­cją. Zła wia­do­mość? Nie wyglą­da na to, żeby byli w sta­nie je zdo­być. Toula­lan roz­gry­wa świet­ny sezon, Isco mie­wa prze­bły­ski geniu­szu, jed­nak prze­waż­nie Mála­ga była okrop­na. Wygra­li zale­d­wie dwa razy w ostat­nich dzie­się­ciu meczach. Mathij­sen jest na tyle ocię­ża­ły, iż do łask wró­cił Welig­ton. Byli prze­cięt­ni w trak­cie sezo­nu, dopusz­cza­jąc do wie­lu potknięć, ale nie poka­zu­jąc nicze­go szcze­gól­ne­go.

Nikt nie poka­zał, dru­ży­nie w alar­mu­ją­cym stop­niu bra­ku­je cha­rak­te­ru. Oraz agre­sji: tyl­ko Bar­ce­lo­na popeł­ni­ła mniej fau­li, cho­ciaż ta musi ucie­kać się do tego rzad­ko, Mála­ga czę­ściej. Wspo­mi­na­jąc o oso­bo­wo­ściach, Pel­le­gri­ni nie­wie­le prze­ka­zał swo­im zawod­ni­kom; nie dał ani kija, ani mar­chew­ki. Dopro­wa­dził do kon­fron­ta­cji zosta­wia­jąc van Nistel­ro­oija poza skła­dem, ale i tak Holen­der tra­fił do siat­ki tyl­ko raz i nie zosta­nie na następ­ny sezon. Nie­któ­rzy kibi­ce zaczę­li doma­gać się zwol­nie­nia Pel­le­gri­nie­go w przy­śpiew­kach. Mála­ga była bez­zęb­na, czę­sto prze­cho­dzi­ła obok meczów. Jak przy­zna­je Cazor­la, na rów­ni z nauką gry, potrzeb­na jest im nauka jak rywa­li­zo­wać. Nie­sa­mo­wi­cie uta­len­to­wa­ny Isco pró­bu­je zwo­jo­wać coś same­mu. Toula­lan nie ma sta­łe­go kom­pa­na w środ­ku pola – jedy­ny zawod­nik, któ­ry roz­po­czął wię­cej niż poło­wę meczów w pod­sta­wo­wym skła­dzie to Cazor­la, a nawet jego wpływ był mizer­ny. Bra­ku­je cią­gło­ści w ata­ku: José Salo­món Ron­dón jest naj­lep­szym strzel­cem z pię­cio­ma gola­mi na kon­cie, cho­ciaż jedy­nie w trzy­na­stu meczach zaczy­nał od pierw­sze­go gwizd­ka.

Wsku­tek sta­ran­nych namy­słów przed kolej­ny­mi zaku­pa­mi, roz­wi­nę­ły się małe kli­ki. A z nimi pro­ble­my. Apo­ño – bar­dzo dobry pił­karz – był zmu­szo­ny odejść w stycz­niu ze wzglę­dów dys­cy­pli­nar­nych. Recio nie roz­wi­nął się tak, jak­by sobie życzył tego klub lub, jak się podej­rze­wa, sam uwa­ża. Wła­ści­cie­le nie­czę­sto poka­zu­ją swo­je twa­rze. Swo­im zawod­ni­kom nie poka­za­li tak­że pie­nię­dzy. Pre­zy­dent w ogó­le nie poja­wił się w Mala­dze, a wice­pre­zy­dent zale­d­wie na czte­ry dni w trak­cie Świąt. Pro­wa­dze­niem klu­bu na co dzień zaj­mu­ją się inni, bar­dziej wykwa­li­fi­ko­wa­ni niż to potrzeb­ne, jed­nak te nie­obec­no­ści stwo­rzy­ły aurę nie­pew­no­ści i pust­ki, bra­ku auto­ry­te­tu i podej­mo­wa­nia decy­zji. Nie­ste­ty, w ubie­głym tygo­dniu zmarł con­se­je­ro dele­ga­do, zaj­mu­ją­cy się codzien­ny­mi spra­wa­mi.

Na szcze­blu fut­bo­lo­wym, trud­no­ści się­ga­ją jesz­cze głę­biej. Pel­le­gri­ni popro­sił o wzmoc­nie­nia w zimo­wym okien­ku, ale poja­wił się jedy­nie Car­los Kame­ni. W mię­dzy­cza­sie pen­sje wypła­co­no z opóź­nie­niem, powo­du­jąc napię­cia. Tak­że kon­flik­ty. Nie­któ­rzy uwa­ża­ją że Hier­ro i Pel­le­gri­ni zro­bi­li za mało, by ich chro­nić. Doszło do sprze­czek mię­dzy kapi­ta­nem i klu­bem; napię­cie wzro­sło. W zeszłym tygo­dniu pił­ka­rze otrzy­ma­li wyna­gro­dze­nie za poprzed­ni kwar­tał, ale oba­wia­ją się, że następ­na wypła­ta poja­wi się z opóź­nie­niem; to tyl­ko wzma­ga nie­uf­ność i roz­go­ry­cze­nie. Pozo­sta­li zwy­czaj­nie nie potra­fią tego zro­zu­mieć. W więk­szo­ści klu­bów, zawod­ni­cy są świa­do­mi sta­nu finan­so­we­go hisz­pań­skiej pił­ki – nie­któ­rzy to rozu­mie­ją i nawet akcep­tu­ją. W klu­bie takim jak Mála­ga, zala­nym gotów­ką, już nie. Poświę­ce­nie jest obu­stron­ne. Jeśli tego bra­ku­je, nie ist­nie­je wca­le.

Moż­na by stwier­dzić, że bra­ku­je im Júlio Bap­ti­sty – po czę­ści to ich wina. Doznał ura­zu sto­py w trak­cie przy­go­to­wań do sezo­nu, jed­nak klub nie zajął się tym nale­ży­cie. Wła­ści­wie to nie zajął się wca­le. W koń­cu doszło do ope­ra­cji. Zagrał w pierw­szych czte­rech meczach; od tam­te­go cza­su w żad­nym. Mála­ga wygra­ła w trzech z nich i zre­mi­so­wa­ła w czwar­tym. W poprzed­nim sezo­nie rów­nież był klu­czo­wą posta­cią, wycią­ga­jąc ich w bez­piecz­ną stre­fę. Z bra­zy­lij­skim pił­ka­rzem w skła­dzie, nie zosta­li poko­na­ni od stycz­nia 2011 roku – wygra­li ośmio-, zre­mi­so­wa­li czte­ro­krot­nie. Bez nie­go, prze­gra­li dzie­sięć spo­tkań na dzie­więt­na­ście. To nie do koń­ca przy­pa­dek. Nie tyl­ko jego gole robią róż­ni­cę, lecz przede wszyst­kim agre­sja, spo­sób jaki wpły­wa na prze­mia­nę dru­ży­ny. Dziś wzno­wił już tre­nin­gi, jest szan­sa że wró­ci w mar­cu. Cho­ciaż miał być zdro­wy w czte­ry tygo­dnie, póź­niej w sześć, a póź­niej… Powrót Bestii może nie nadejść wystar­cza­ją­co szyb­ko.

Źró­dło: Guar­dian