Ćwierćfinałowy mecz Ligi Europy pomiędzy Valencią i Atletico komentowali na antenie TV4 Mateusz Borek oraz Andrzej Strejlau. Do momentu, gdy za dłuższe rozgrywanie zabrał się Ruben Baraja, szło im nadzwyczaj zgrabnie. Piłkarz długo holujący piłkę to dla każdego komentatora idealna okazja, by przybliżyć widzom/słuchaczom jego sylwetkę, podzielić się najnowszymi doniesieniami zagranicznej prasy, nieco poplotkować. Można zaciekawić i chwilę pociągnąć temat, bo przecież 90 minut długie, a nieustannym żonglowaniem nazwiskami da się ludzkość śmiertelnie zanudzić. Płacą komentatorowi również i za to, by coś o piłkarzach wiedział i umiał opowiedzieć o tym na antenie.
Mateusz Borek, rasowy komentator, nie wypuścił ze swoich rąk takiej okazji. Zaczął snuć opowieść o El Pipo, weteranie Valencii, któremu w lecie wygasa kontrakt, a mimo oferty z Espanyolu Barcelona, zamierza on zakończyć karierę. Nie chce już biegać i kopać, bo w klubie szykują mu ciekawą posadę, a nawet może mieć coś do powiedzenia w sprawie nowego trenera Valencii — tak bardzo wszyscy, z prezydentem Manuelem Llorente na czele, cenią zdanie legendy Blanquinegros.
Wzruszył się Andrzej Strejlau, gdy usłyszał, jak klub szanuje swojego weterana, że chce urządzić mu przytulne gniazdko, gdy skrzydełka już oklapną i lata też nie te.
Wzruszyłbym się pewnie i ja, gdyby nie jeden drobny szczegół…
Dwa tygodnie temu, wspólnie z redakcyjnym kolegą z vcf.pl — Dzidkiem - zastanawialiśmy się nad 1-kwietniowym żartem dla naszych czytelników. Powstał osobliwy pomysł — dziwaczna intryga odchodzącego prezesa stowarzyszenia kibiców, Juanme Parta, który chciałby uczynić swym następcą Rubena Baraję, by ten doprowadził do demokratyzacji w strukturach Valencii.
Droga do tego szczytnego celu jest kosztowna jak każdy kilometr autostrady w naszej ojczyźnie — Valencia to przecież Sportowa Spółka Akcyjna, a tylko sprzedaż pojedynczych akcji w ręce rzeszy kibiców może odżegnać niebezpieczeństwo przejęcia klubu przez możnowładczych oligarchów. Gdyby Baraja został przywódcą ruchu fanów, pragnących zdobyć wpływy w klubie, musiałby zebrać około 40–50 mln €, by wykupić udziały Fundacio VCF, właściciela 72,5% akcji Valencii CF. Gdyby mu się to udało, mógłby stawiać warunki — na przykład namaścić nowego trenera. W naszej wersji szkoleniowcem miał zostać Amedeo Carboni, kolejny legendarny piłkarz Valencii, mający już za sobą funkcję dyrektora sportowego.
Historia szyta grubymi nićmi, dla naszych czytelników — za grubymi. Nie nabrał się na nią prawie nikt. Mateusz Borek znalazł się w elitarnym gronie oszukanych.
Tradycja preparowania 1-kwietniowych newsów sięga na vcf.pl przynajmniej 2006 roku. Niegdyś brylował w tym Jose, który sprzedawał Aimara do Realu czy Villę do Chelsea, później zajmowaliśmy się wewnętrznymi sprawami serwisu — raz go zamknęliśmy (to również pomysł Jose), innym razem — poszerzyliśmy naszą ofertę o informacje dotyczące Villarreal. W tym roku wróciliśmy do fałszowania informacji o klubie, a zasięg najnowszego żartu przerósł nasze najbardziej wybujałe oczekiwania.
1-kwietniowego newsa, którego ofiarą padł popularny komentator, można znaleźć tutaj.
Opowieść Mateusza Borka była niezwykle sugestywna, gwieździe dziennikarstwa sportowego nawet na moment nie zadrżał głos. Słuchacze musieli uwierzyć, bo — nieco parafrazując MacLeana — gdyby tak przekonująco, z taką pewnością siebie i znajomością tematu potrafił mówić diabeł, Święty Piotr bez wahania wpuściłby go do nieba.
Oddajmy zatem głos pechowej ofierze naszego dowcipu. Jest 21. minuta meczu, piłkę dostaje Ruben Baraja.
Mateusz Borek: “El Pipo powiedział już, że po sezonie absolutnie kończy karierę. Ma propozycję z Espanyolu Barcelona, natomiast zostanie pewnie w klubie w innym charakterze. Być może za chwilę będzie miał coś do powiedzenia w sprawie nowego szkoleniowca, bo liczą się z jego zdaniem i mają dla niego przygotowaną nową rolę w klubie. Tak przynajmniej głosi prezydent Manuel Llorente.”
Po akcji zakończonej strzałem Manuela Fernandesa, temat podjął Andrzej Strejlau.
Andrzej Strejlau: “(…)To dobrze, że tak się opiekuje zawodnikiem klub i widzą go w nowej roli. To jest dobry przykład dla pozostałych ludzi”.
Zapis całego spotkania, wraz z komentarzem, znaleźć można na platformie multimedialnej IPLA.
Przyznał kiedyś Michał Pol, że zawodowi dziennikarze przeglądają serwisy amatorów, by z nich czerpać informacje. Opowiadał także Mateusz Święcicki, wspomniany wcześniej Jose, że w Canal + wybuchła afera, gdy któryś z pracowników podał błędne składy meczu, bez weryfikowania kopiując je z vcf.pl. Ale trudno o bardziej oczywisty dowód wizyt zawodowców w serwisach fanów — na antenie pojawiły się informacje całkowicie spreparowane, opublikowane tylko i wyłącznie przez nas.
Fanów Rubena Baraji uspokajamy — wbrew zapewnieniom Mateusza Borka, El Pipo ani myśli o kończeniu piłkarskiej kariery. W każdym z ostatnich wywiadów podkreślał, że swoją przyszłość postrzega tylko w kategoriach dalszego kopania piłki. Być może zgodzi się pokaźne obniżenie pensji, byle móc nadal przywdziewać trykot z nietoperzem. Jeśli nie będą go już chcieli w Valencii, pomyśli o przeprowadzce do nowego klubu, ale priorytetem jest pozostanie w obecnym zespole i pomoc Blanquinegros. Pensja schodzi na dalszy plan.
Żałujemy tylko jednego — że Mateusz Borek nie wykorzystał całej naszej misternie utkanej, smakowitej historii, a widzom zaserwował tylko uproszczoną wersję. Mimo tego, jesteśmy zadowoleni z efektów naszego żartu. Zabawnie jest słyszeć w szanowanej stacji telewizyjnej komentarz cenionego fachowca, zupełnie poważnie powielającego fałszywą opowieść, której jesteś współautorem. Polecam każdemu.
Cenimy profesjonalizm komentatora Polsatu, więc nasza satysfakcja jest tym większa. W naszej opowieści zmieszaliśmy fikcję z rzeczywistością: Baraja naprawdę kończy kontrakt, a pomysł demokratyzacji Valencii był podnoszony przez Juanme Parta, który rzeczywiście odchodzi z Agrupacion. Wpadka Mateusza Borka dowodzi, że byliśmy dość wiarygodni w relacjonowanie zmyślonej historii.
Panie Mateuszu, a także pozostali zawodowcy, którzy zaglądacie do naszego serwisu: jest tylko jeden dzień każdego roku, gdy vcf.pl pozwala sobie na lekką grę z czytelnikami — dzieje się tak pierwszego kwietnia. W pozostałym czasie rzetelnie wykonujemy swoją misję dostarczania polskim fanom Valencii informacji o klubie, korzystamy tylko z wiarygodnych źródeł — lokalnej hiszpańskiej prasy. Proszę nie bać się korzystać z naszej oferty, przecież w zamian za wykorzystanie naszej pracy, zawsze można nas pozdrowić na antenie. ;)
P.S. Dzidku, dobra robota! :)