Wśród najwybitniejszych piłkarzy minionego stulecia, nie można nie wyróżnić Overkampa. Powstał on wprawdzie w niejasnych okolicznościach – ze złożenie Overmarsa i Bergkampa przez Antoniego Piechniczka, ale z konieczności musiał łączyć najlepsze przypadłości genialnego skrzydłowego i wybitnego snajpera, obydwu holenderskiego autoramentu. Z takim podejrzanie istniejącym Overkampem równać mogłyby się tylko takie gwiazdy jak angielski Shearince, francuski Cantoginola, czy – bardziej współczesny i jakże nam bliski — Silvilla.
Ten ostatni ma nad resztą kluczową przewagę: od niedawna występuje w rzeczywistości. W osobie Jonathana Pereiry.
Nie, Pereira nie jest przykładem człowieka o zwielokrotnionej osobowości – jest on wcieleniem najlepszych cech, jakie można wypatrzeć u dwójki naszych najsłynniejszych graczy. I choć rzesze kibiców Racingu widzą w nim nowego Munitisa, nie możemy dać się im zwieść, ani odpuścić w dochodzeniu swych praw: Pereira to nadzieja Valencii na wypełnienie ewentualnej luki po Silvie i Villi.
Silville najczęściej spotkać można w okolicy Santander, gdzie razem ze swoim doskonałym antonimem – Nicolą Zigiciem – tworzą najbardziej kuriozalny duet snajperów w całej Primera Division. Pomimo niemal 40-centymetrowej amplitudy wysokości, stali się zgraną i skuteczną parą. Upilnowanie ruchliwego jak cząstka elementarna Pereiry i Zigicia – postury kata z najgorszych koszmarów – to misja dla ludzi o kościach rozciągłych i kurczliwych o dobre pół metra, w zależności od rozwoju sytuacji. Inaczej, wszędobylski Pereira nawieje i zniknie, a Zigic — przypominający niedźwiedzia po skutecznej diecie – zadepcze i przygwoździ.
Pereira, choć jeszcze niższy i lżejszy od Silvy, potrafi wzbudzić respekt u bramkarzy. Nie tylko przebnięciem między nogami standardowego obrońcy – co prawie już mu się w tym sezonie udało – potrafi uderzyć z siłą nieosiągalną dla niejednego wielkoluda. Zwinny, zwrotny i ruchliwy – gdyby był czołgiem, służyłby Niemcom do stosowania Blitzkriegu; drapieżnikiem – diabeł tasmański stałby się tasmańską myszą.
Charakter gry Pereiry jest najważniejszym usprawiedliwieniem powstania przymiotnika „zadziorny”. Ma wprawdzie jedną wadę: nie strzela jeszcze tyle ile powinien, ale sam jest tego świadom. Fanów uspokaja – zagrożenia ciągle stwarza, więc bramki wreszcie przyjdą – nie da się zawiesić tornada w niszczeniu, raz wywołana zaraza zbierze krwawe żniwo. Efekt absurdalny – mały zabawny człowieczek, w którym drzemie demon zagłady. Cherlawy piątoklasista, przed którym zadrżą giganci, uciekną tłumy, upadną trony.
Jest wielofunkcyjny i uniwersalny, F-16 powinny nosić jego imię. Od biedy może być substytutem zarówno Joaquina, Silvy jak i Villi – dlatego każdemu przypomina kogoś innego, trudno ustalić komu obwieścić następcę. Grunt, że sam wszędzie czuje się dobrze, byle miał piłkę przy nodze i bramkę na horyzoncie. A wówczas rozpocznie swój taniec śmierci, ośmieszając po drodze rywali, by posłać piłkę dokładnie tam, gdzie zaplanował.
Dzięki mikroskopijnym wymiarom, potrzebuje niewielkiej czasoprzestrzeni do zmiany kierunku biegu czy nagłego obrotu. Bez problemu umieszcza nogi w miejscach niedostępnych dla wyrośniętych obrońców, potrafi manewrować stopami z gracją linoskoczka, jego ruchy są jednocześnie szybkie i delikatne. Musi mieć stawy obrotowe w kolanach i stopach — inaczej nie da się wytłumaczyć dlaczego tak dobrze panuje nad piłką i z jakich sytuacji potrafi zgarnąć ją gumową stopą.
Dynamiczny w każdym calu, jakby z trudem mógł opanować uwięzioną w ciele bestię, nawykłą do siania grozy i spustoszenia. Nie jest jednak samolubem – wprost przeciwnie, mimo niewielkiego zasięgu wzroku (żyrafa widzi więcej od zająca) potrafi dostrzec partnerów, obsłużyć ich podaniem i czekać na piłkę zwrotną, z którą a priori wie co zrobić.
Skoro jest idealnym partnerem dla Zigicia w Racingu, dlaczego nie mógłby być towarzyszem Zigicia w Valencii? Nie przewodzi na liście strzelców – tym lepiej dla nas. Wielkie kluby jeszcze się o niego nie upominają. Problemem może być Villarreal, ale odpowiednia oferta mogłaby ich skusić, a nas – uratować. Nie lubię słowa „potencjał”, bo nijak nie da się go mierzyć, ale gdyby się dało, powinien być wyrażany w milipereirach. Jedna pereira byłaby wówczas wartością nieosiągalną.