- Oskarżeni proszę wstać! Sąd idzie!
Wyraźny rozkaz woźnego postawionym w stan oskarżenia łatwo spełnić jednak nie było. Wbijający się w opasłe brzuchy kant potężnego stolika, zza którego bardzo niepozornie wyglądali nawet uzbrojeni po zęby karabinierzy, skutecznie krępował jednak z natury już spowolnione ruchy oskarżonych. Pełne jadu spojrzenie, jakie woźny posłał Juanowi S. oraz Ronaldowi K. usprawniło nieco ich działania, i po przeciągłej nieco chwili – zdaniem przewrażliwionego woźnego – zbyt przeciągłej – obaj wywołani przed momentem, chwiejnie bo chwiejnie, ale stali już na nogach, prezentując pełną fałszywie uniżonego dostojeństwa postawę. Sędzia tryumfalnie wkroczył na podwyższenie, by następnie energicznym uderzeniem młotka, zdradzającym wieloletnią praktykę i niebywałą wprawę ręki, która go trzymała, rozpocząć obrady. Niedyskretnie rozejrzał się przy tym po sali, obrzucając zaciekawionym spojrzeniem strony, których spór zmusił go do rozpoczęcia dnia wcześniej, niż to miał w zwyczaju, co zawsze wprawiało go w paskudny nastrój. Ale dzisiaj swoje samopoczucie powetować przynajmniej miał sobie na kim… I to nie byle kim, czego świadomość w pewnym stopniu łagodząco wpływała na jego słusznie podwyższone ciśnienie.
- Proszę oskarżenie o przedstawienie zarzutów… — władczym tonem, nie znoszącym najmniejszego sprzeciwu rzucił zaawansowany już w latach, jego sądowa wysokość – Angel Sanchez Justicia.
Prokurator odchrząknął z gracją skonfundowanego dyplomaty i rozpoczął swą przydługawą mowę.
- Wysoki sądzie! Oskarżeni – Juan S. oraz Ronald K. w ostatnich dniach minionego roku zapoczątkowali sytuację, która doprowadziła do zniszczenia kariery sportowej zasłużonego dla kraju piłkarza – Davida Albeldy. Swoimi celowymi i z góry uzgodnionymi działaniami doprowadzili ponadto do jego upokorzenia na oczach całego świata, a gdy poszkodowany wielkodusznie postanowił znieść wszelkie zniewagi i podłe traktowanie, jakiego względem niego dopuścili się oskarżeni, i poprosił o rozwiązanie kontraktu, nie wyrazili oni zgody, pokrętnie tłumacząc swą decyzję jedynie sportowymi względami. Oskarżony Juan S., publicznie przy tym zaprzeczał, jakoby sytuacja w której postawiony został poszkodowany była już przesądzona, zasłaniając się kłamstwami o chwilowym odsunięciu od składu. Oskarżony Ronald K. wykrętnie zaś odpowiedzialność za słabe wyniki kierowanego przez siebie klubu zrzucić próbował na osobę poszkodowanego, z premedytacją odsuwając go od pierwszego zespołu, uniemożliwiając nawet normalne treningi. Zamierzone to działanie miało na celu sportowe i medialne zniszczenie wizerunku poszkodowanego, uniemożliwiając mu zasłużony wyjazd na nadchodzące Mistrzostwa Europy. W imieniu poszkodowanego, Davida Albeldy, żądam dla obydwu najwyższego wymiaru kary!
Jeśli wypowiedziane przed chwilą słowa miały doszczętnie zdruzgotać oskarżonych, sprawić, by błagali oni o litość, to prokurator swojego celu nie odniósł – ironiczny uśmieszek samozadowolenia ani na moment nie zszedł z twarzy Ronalda K., alias Armaty, a wąs Juana S. nie zadrżał ani na chwilę. Ich wyraz twarzy nieco się zmienił, gdy spojrzenia – najpierw jednego, potem drugiego, skrzyżowały się ze pustym wzrokiem człowieka, przez którego dzisiaj tkwili w tych niewygodnych fotelach sali sądowej, a któremu zniszczenie kariery podobno było ich głównym, w pełni nieomal osiągniętym celem.
Sędzia wyniośle spojrzał na oskarżonych, w głębi duszy obmyślając im już najbardziej nieuprzejmy werdykt, na jaki było go tylko stać, gdy nagle, z nieżyczliwych względem osądzanych rozważań, wyrwał go głos przedstawiciela obrony:
- Wysoki sądzie, drodzy czytelnicy! Znacie fakty związane z tą sprawą, wiecie jaka obłuda przywiodła tutaj, do sądowej sali rzekomo poszkodowanego Davida Albeldę, dopraszać się sprawiedliwości w państwowych sądach, gdy przez kilka miesięcy nie potrafił udowodnić swej wartości dla drużyny. Rozumiecie, że jako kapitan, i to w dodatku kapitan, który z takim samym jak i dzisiaj wzruszeniem nad swoją nieszczęsną dolą, przed sezonem domagał znaczącej podwyżki, winien dawać przykład profesjonalizmu w klubie. Znacie jego niegodne prawdziwego gracza Valencii podejście do spraw sportowych, nad które zdecydowanie przekłada kwestie ekonomiczne; zapatrzony nie w piłkę, ale bankowe saldo, pokrzywdzony przez trenera, upokorzony na oczach milionów, prawdziwie fałszywy kapitan, którego nieszczęsna obecność w klubie do teraz psuje atmosferę, uniemożliwiając poprawę gry, na którą wszyscy czekamy… Wysoki sądzie, Czytelnicy: apeluję o zrozumienie decyzji szkoleniowca, który dla dobra klubu zdecydował się na trudny krok, wiedząc, że nie przysporzy nim sobie przyjaciół… Szkoleniowca, który zapragnął zreformować ten przeżarty rdzą zepsucia i braku ambicji klub, aby stanąć do walki o najwyższe trofea. Apeluję o sprawiedliwość, której przejawem nie będzie nic innego, jak podtrzymanie postanowień trenera Ronalda K. i w pełni popierającego go Juana S., i odrzucenie wszelkich godzących w dobre imię moich klientów oskarżeń! Apeluję o skreślenie raz na zawszę Davida Albeldy z listy rzekomych bohaterów klubu, a wpisanie go na czarną listę dywersantów, którzy nie mogąc pogodzić się z rolą niechcianego w zespole, pragną rujnować klub, którego trener nie wahał się odsunąć prawdziwie winnych kiepskich wyników od gry. Apeluję o zwolnienie Ronalda K., trzymanego pod strażą przez… — rzut oka w stronę potomków legendarnych Tercios i sprawne wychwycenie niemiłego spojrzenia wystarczyło do złagodzenia wyszukanego epitetu, jakim adwokat miał ich określić, a wielokrotnie przećwiczony tekst uległ pewnym modyfikacjom — … przez stróżów ojczyzny, co godzi w dobre imię mojego klienta, traktowanego jak złoczyńcę. Apeluję o…
Ani sędziemu, ani oskarżonym, ani powództwu nie było dane jednak usłyszeć zakończenia przekonującej mowy obrony, bowiem skutecznie zagłuszyła ją ożywiona dyskusja postronnych osób, które niezwykle tłumnie zjawiły się na sali sądowej, a z których każda, mając własny wyrok w tej sprawie, pragnęła podzielić się nim wszem i wobec. Wyłapane przez uważnych słuchaczy niektóre wypowiedzi, powinniście znaleźć nieco niżej… ;)
*Może zbyt rozwlekle, ale chyba wiernie zilustrowałem swoją wizję jutrzejszej rozprawy, o ile w końcu do niej dojdzie. Niecierpliwię wyczekuję końca tej dramatycznej sytuacji, nawet tak bardzo, że nie mogąc zasnąć, stworzyłem powyższy, obrazujący moje myśli tekst.