Sponsorem klubu mienić się jeszcze nie mogę, bo koszulka którą od czasu do czasu zakładam z oryginalną ma tyle wspólnego, co talent jej właściciela z umiejętnościami zawodnika którego nazwisko, a w zasadzie imię, nosi on na plecach. Czyli – kto mnie kiedyś przy piłce widział, wie że niewiele (choć z drugiej strony, złośliwi mogliby stwierdzić że całkiem sporo, ale to już materiał na inny tekst, którego raczej znudzeni tą tematyką czytelnicy już by nie znieśli).No ale co to ma do rzeczy?! — można dosyć słusznie spytać, więc zaraz odpowiadam: ano ma, bo chyba zabawie się w sponsora, a jeśli nie sponsora, to na pewno klubowego dobrodzieja. Co chcę klubowi sprezentować i ile wydać zamierzam na Valencię, aby móc przybrać tak zaszczytne miano? Ano niewiele, a w zasadzie to myślę raczej o przysporzeniu drużynie sporych strat — oceniając sytuację chłodnym okiem ekonomisty. Ale na szczęście ekonomiści – skądinąd ludzie pożyteczni, lub nawet niezbędni w silnie zmaterializowanym współcześnie świecie – futbolem jeszcze nie rządzą, bo ten jak wiadomo rządzi się własnymi prawami, dlatego mój pomysł tak bezmyślny może i nie jest. Ba, pewien jestem że jest znakomity, choć — ryzykowany. Gra idzie bowiem o spore pieniądze, a w zasadzie – spersonalizowane pieniądze, uosobione w postaci pewnego Serba. I to jakiego Serba! — rzec by można. Ano takiego, co go z daleka widać. I to w zasadzie dosyć dobrze widać, na tyle dobrze, że gdyby go unieruchomić i odgórnie podświetlić, mógłby za imitację latarni morskiej robić. I pewnie wychodziło by mu to nie gorzej, niż robienie za imitację klasowej światy napastnika, choć i to wychodzi mu całkiem dobrze. To, czyli właśnie raczej sprawianie wrażenia, aniżeli bycie takim globalnej chwały i sławy goledorem.
Kto tu dotarł, nie zamykając uprzednio tego tekstu i nie określiwszy mimochodem jego autora jakimś mało parlamentarnym (w rozumieniu podstawowym — niekoniecznie polskim) epitetem, ten wie kogo mam na myśli. Jedynie dla przyzwoitości podaje więc jego nazwisko, bynajmniej nie powątpiewając w domyślność i inteligencję czytających te zdania: myślę więc o Zigiciu. Zigiciu, sprowadzonym z Racingu za kwotę pozwalającą na założenie w Polsce 3 niezależnych banków. I pewnie taka inwestycja (banki) byłaby lepsza, niż sprowadzenie Serba (i nie mam tu tylko na myśli zwalczania bezrobocia poprzez tworzenie nowych miejsc pracy). No, byłaby lepsza — patrząc przynajmniej do tej pory – bo choć zarabia ów Serb pewnie więcej niż wspomniany potencjalny personel takich banków, to do tej pory nie zarobił na siebie jeszcze ani eurocenta. Nie muszę już chyba dodawać co w tej sytuacji sądzę o potencjalnych zyskach z działalności banków.
No tak, ale co mają banki do mnie i do sponsorowania klubu? A to, że właśnie Ucieleśnienie takich 3 potencjalnych banków chętnie odesłałbym tam, skąd przybyło. A żeby to Ucieleśnienie odesłać, potrzebowałbym całkiem sporych rozmiarów i pewnie dosyć kosztownej paczki, a także pewnie niemałej kwoty na pokrycie usług poczty Hiszpańskiej, czy funkcjonującej pod inną nazwą instytucji, zajmującej się przesyłkami. Kuriera wykluczam, bo taki zazwyczaj paczki przynosi własnoręcznie, więc taniej będzie zaufać poczcie, niż zatrudnić tuzin kurierów na dostarczenie takowego Pakunku. No dobra, ale jaki pożytek będzie miał klub z odesłania spersonalizowanych 17 mln euro? – spytać może dociekliwy czytelnik. Nie uchylam się więc od odpowiedzi na takie pytanie, aby nikt nie powiedział że ignoruję swoich czytelników (o ile Ci w ogóle istnieją, jeśli nie, takich nieistniejących też nie ignoruję). A więc sama paczka to tylko pierwsza część pomysłu – ta sama poczta, czy też – podchodząc do sprawy trochę rozrzutniej – ten sam tuzin kurierów będzie miał za zadanie zapakowanie do nowej bądź tej samej (bo wejdzie tym bardziej) paczki innego Ładunku. Ładunku, który dał wczoraj reprezentacji naszego ojczystego kraju awans do finałów Mistrzostw Europy. Ładunku przez duże eŁ, i to nawet prawie z imienia – bowiem Ładunkiem tym jest oczywiście EUzebiusz Smolarek. Problemem może być naiwna wiara, w uczciwość, solidaryzm czy jakiekolwiek inne pozytywne uczucia włodarzy Racingu, którzy musieliby zgodzić się na taką wymianę (bo przy transferach prawa konsumenta raczej są pomijane, i nie można zwrócić nabytego Towaru, bądź zażądać innego, spełniającego oczekiwania). No więc – streszczając w jednym zdaniu dotychczasowe refleksje – chciałbym odesłać Racingowi Zigicia, jednocześnie kradnąc im Smolarka. I każdy, kto oglądał eliminacyjne mecze reprezentacji Polski nie powinien chyba powątpiewać w jakość pracy moich szarych komórek – taka zamiana wyszłaby nam na pewno na dobre! Chociaż bowiem piłkarzy należy oceniać po ich grze, a nie po jej braku, to ten brak gry o czymś świadczy. A widząc innego który gra, i to gra tak, jak wszyscy chcielibyśmy żeby grał zawsze, mam dość jasne przeczucie, że Smolarek od Zigicia rozwiązaniem byłby lepszym. I początkowo tańszym. I bardziej uniwersalnym. I szybszym. No i bardziej bramkostrzelnym, a przecież o to nam wszystkim w zasadzie chodzi. Prawda?