Media zwykły być nazywane czwartą władzą, co więcej, chlubią się tym określeniem, widząc w sobie samych narzędzie kształtujące opinię publicznej, organ kontroli społecznej czy sposób wpływania na rozwój wydarzeń. Czy jednak media sportowe mogą aspirować do miana czwartej władzy, by dzięki swym wpływom przykładowo wywoływać pożądane reakcje? Hiszpańska Marca pokazała, że mogą, i to w nie mniejszym stopniu, jak media specjalizując się w innych zagadnieniach…
Bardzo często zdarza się, że źródło nowinek transferowych znajduje się jedynie w wyobraźni autora plotki – nie od wczoraj wiadomo, że sensacyjne informacje sprzedają się jak świeże bułeczki. Takimi, wyssanymi z palca informacjami zasypuje nas sportowa prasa niemal każdego dnia lipca i sierpnia, a także przez cały styczeń, czyli podczas trwania letniego i zimowego okienka transferowego. Sporadycznie zdarza się to także w trakcie sezonu, jednak wtedy, informacje takie nierzadko niosą za sobą pewien bardziej ukryty cel – nie bez wpływu bowiem na całe zespoły są pogłoski, dotyczące kontaktów agentów piłkarzy z przedstawicielami innych klubów, czy sugestie, że dany zawodnik już w zimie reprezentował będzie barwy innego zespołu. Wszystko wskazuje na to, że nie inny cel miała ostatnia głośna publikacja Marki, mówiąca o zainteresowaniu Realu Madryt gwiazdą Valencii – Davidem Villą.
Takie są fakty…
Na dorocznej gali organizowanej przez redakcję Marki nie pojawiła się żadna ważniejsza persona, pracująca w madryckim Realu – ani prezes Calderon, ani nawet dyrektor sportowy klubu Pedja Mijatović, czy trener Bernd Schuster nie uświetnili swą obecnością jubileuszowego spotkania. Dumna gazeta niedługo potem poinformowała piłkarski świat, że Real szykuje nie lada wzmocnienie – zamierza na Estadio Santiago Bernabeu sprowadzić jednego z liderów ligowych rywali – Davida Villę z Valencii. Miałoby to iść w parze z koncepcją prezesa, który marzył o hiszpanizacji klubu, w którym obecnie głównymi postaciami nie są bynajmniej rodacy Calderona. Ponadto, Villa pasuje także pod innym względem – w lecie prezes obiecywał głośne transfery, jednak z obiecanych kibicom Kaki czy Fabregasa nic nie wyszło. Villa mógłby więc stać się niejako substytutem genialnego Brazylijczyka czy młodziutkiego lidera Arsenalu, pod względem nakładów finansowych, oraz szumu medialnego, jaki sprowadzenie bramkostrzelnego „El Guaje” niewątpliwie by wywołało.
Villa nie raz już sprzedawany…
David Villa w przeciągu ostatnich miesięcy był jednym z najczęściej sprzedawanych przez prasę zawodników – jego talent i umiejętności miały już kupić Juventus, Chelsea, czy wreszcie Real. Londyńczycy oficjalnie oferowali już niemal 40 mln euro, jednak postawa prezesa Valencii – Juana Solera była niezmienna – Valencia nie chce sprzedawać swych piłkarzy, Valencia sama chce zatrzymywać swe gwiazdy dla siebie. Z tego też powodu nie mogło być mowy o innych transferach – zainteresowani Miguelem Brito, Davidem Silvą czy Emiliano Morettim musieli odejść z odmowną odpowiedzią. Obecne rzekome nagabywania ze strony Realu kończą się taką samą odpowiedzią – Villa wart jest dla Valencii kwotę, jaka wpisana jest w klauzulę jego kontraktu, czyli – bagatela – 150 mln euro. I ani eurocenta mniej. Inna sprawa, że wywodzący się z Asturii snajper ani myśli zmieniać otoczenia – w wywiadach dając do zrozumienia, że to właśnie w skąpanym w lewantyńskim słońcu mieście chce zakończyć swą piłkarską karierę – tak mu dobrze w Walencji i Valencii.
Zemsta czy tylko chwyt marketingowy?
O tym, że sugestie Marki nie pokrywają się z prawdą, świadczyć powinny oficjalne stanowiska obydwu klubów – zarówno działacze Valencii podkreślają, że żadna oferta z Madrytu nie napłynęła, jak i włodarze stołecznego klubu uznali za stosowne, w oficjalnym oświadczeniu przyznać, że choć talent Villi doceniają, to jednak nie zamierzają nalegać na jego sprowadzenie na Santiago Bernabeu, bowiem cenią sobie dobre stosunki z innymi klubami, a informacje takie jak ta podane przez Markę, mogą te stosunki tylko popsuć. I tu przechodzimy do kwestii zemsty, czyli odpowiedzi na pytanie, co Marca może osiągnąć poprzez publikację takie, jak tutaj rozważana.
Rzecz pierwsza – stosunki pomiędzy klubami. Relacje między Valencią a Realem do najlepszych nie należą, wspomnieć można chociażby o zdecydowanym veto działaczy „Los Ches” na transfer Mendiety do Realu, taką samą reakcję przy próbach pozyskania Ayali, czy kwestię niedawnej batalii o uważanego za wielki talent Juana Manuela Matę, który ostatecznie Madryt zamienił właśnie na Walencję. Naciskanie na transfer Villi, stosunki te może jeszcze bardziej pogorszyć, co nie może przynieść jakichkolwiek korzyści, żadnemu z wymienionych klubów.
Druga sprawa, to kwestia kształtowania opinii publicznej – czyli rzecz wpisana w naturę każdych mediów. Sugestia, że Real interesuje się Villą przypomina kibicom „galaktycznych” o transferowych obietnicach prezesa, oraz rozbudza nadzieję na pozyskanie idealnego wręcz napastnika – jak wielu fachowców ocenia talent Davida Villi. Jeśli więc po raz kolejny fani będą musieli obejść się smakiem, mogą już tego nie wybaczyć prezesowi, który obiecuje, ale obietnic nie spełnia. Konflikt zaś zarządu klubu z kibicami jest chyba ostatnią rzeczą, o jakiej myślą włodarze jakiegokolwiek klubu na świecie – tym bardziej, prezes bodaj najsłynniejszego klubu na świecie…
Co dalej?
Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Może się bowiem zdarzyć, że przyparty przez kibiców do muru Calderon zgodzi się wyłożyć monstrualną kwotę 150 mln euro, i próbować kilkukrotnie większymi zarobkami przyciągnąć piłkarza do Madrytu. Równie trudno jednak z całą pewnością powiedzieć, czy Villa zechciałby zmienić klub. Konsekwencje publikacji Marki mogą też pójść w inną stronę – agent piłkarza być może postanowi wynegocjować dla niego lepszy kontrakt w obecnym klubie, argumentując, że w Madrycie bardziej doceniono by wkład w grę jego klienta. Na takie żądanie działacze Valencii mogą się zgodzić bądź nie, jeśli więc stanowczo odmówią, a agent piłkarza głośno domagał się będzie podwyżki, nieźle mieszając przy tym w głowie samemu piłkarzowi, obecni pracodawcy mogą zdecydować się spuścić nieco z tonu, i zmienić swe nastawienie do kwestii niezastąpieni „El Guaje” w klubie.
Sugestie są bardzo daleko idące, ale takie de facto mogą być konsekwencje jednej jedynej publikacji, o zainteresowaniu bardzo bogatego klubu znanym i bardzo utalentowanym piłkarzem…