Drużyna stereotypów.

Zapew­ne nie jestem jedy­nym przed­sta­wi­cie­lem ludz­ko­ści na Zie­mi, któ­ry zasta­na­wia się, jak wyglą­dać winien zespół, zdol­ny wygrać tak nie­ludz­ko trud­ne i nie­ziem­sko wyrów­na­ne roz­gryw­ki, jak hisz­pań­ska Pri­me­ra Divi­sion. Otóż, po przed­łu­gich godzi­nach namy­słu, dosze­dłem do chy­ba dosyć słusz­ne­go wnio­sku — dru­ży­na taka, powin­na mieć w skła­dzie dobre­go bram­ka­rza, linia defen­syw­na powin­na być nie do przej­ścia i naj­le­piej zgra­na w lidze, natu­ral­nie z ofen­syw­ny­mi bocz­ny­mi obroń­ca­mi; w pomo­cy powin­ny się zna­leźć skrzy­dła, i to jakie! — oczy­wi­ście naj­lep­sze co naj­mniej na kon­ty­nen­cie, kre­atyw­ny i rów­no­cze­śnie per­fek­cyj­ny w defen­sy­wie śro­dek pomo­cy, no i oczy­wi­ście atak marzeń. Powsta­je więc pyta­nie: któ­re­mu li zespo­ło­wi naj­bli­żej do tak rozu­mia­ne­go ide­ału?

Obroń­cy tro­feum z Madry­tu mogą co praw­da poszczy­cić się przy­dom­kiem „galak­tycz­ni”, jed­nak zbior­cze to dum­ne okre­śle­nie nie bar­dzo pasu­je do wszyst­kich gwiazd kró­lew­skich, z któ­rych każ­da, świe­cąc wła­snym bla­skiem, nie­rzad­ko ośle­pia rów­nie ambit­ne pozo­sta­łe. Jed­na, roz­bły­śnie jak super­no­wa, by potem już bez fajer­wer­ków zga­snąć, inna zaś, jak kome­ta, świe­ci dosyć efek­tow­nie, ale w środ­ku niczym wiel­kim i spe­cjal­nym się nie wyróż­nia. Galak­tycz­ne porów­na­nie więc może i zawie­ra pew­ną głę­bię, jed­nak nie o to w tym wypad­ku by nam cho­dzi­ło.

Coś wię­cej posia­da pre­ten­dent do tytu­łu rodem z Kata­lo­nii. Fan­ta­stycz­na czwór­ka, któ­rą się szczy­cą, mogła­by już być jakimś sub­sty­tu­tem wspo­mnia­ne­go wyżej ata­ku marzeń, czy fan­ta­stycz­nych skrzy­deł, do tego docho­dzi mło­dzień­czy entu­zjazm nowo kre­owa­nych i spo­dzie­wa­nych gwiazd, i two­rzy się nam oso­bli­wy twór, mogą­cy spo­ro namie­szać w ligo­wych zma­ga­niach. Co praw­da tra­dy­cyj­nie kiep­ski bram­karz, czy cokol­wiek mniej zachwy­ca­ją­ca linia defen­syw­na mogą psuć ogól­ne wra­że­nie, to jed­nak nie ule­gaj­my złu­dze­niom — Kata­loń­czy­cy nie­bez­piecz­ni byli, są i będą!

A może jed­nak to ambit­ny, nie­sa­mo­wi­cie zgra­ny i w ostat­nich latach wiel­ce uty­tu­ło­wa­ny zespół z Anda­lu­zji posia­da to coś, cze­go bra­ku­je wyżej wspo­mnia­nym? Bram­karz — kla­sa sama w sobie, obro­na — pra­wa stro­na bez wąt­pie­nia naj­lep­sza na świe­cie, pomoc — moc­ny śro­dek, fine­zyj­ne skrzy­dła i pre­cy­zyj­ny atak. Dosyć nie­bez­piecz­nie zbli­ży­li­śmy się do ide­ału, ale to jed­nak dalej nie to.

Szu­kaj­my więc dalej, tym razem na wschod­nich krań­cach Hisz­pa­nii. Mamy tam pewien dosyć cie­ka­wy zespół: dum­ny i ambit­ny, rok w rok zapo­wia­da­ją­cy wal­kę o wszyst­ko, a przy­naj­mniej o się­gnię­cie po to, cze­go w gablo­tach sie­dzi­by klu­bu jesz­cze bra­ku­je. Cha­rak­te­ry­sty­ka? Pew­ny, od lat pew­ny bram­karz. Wszak to pod­sta­wa. Obro­na? Jak marze­nie, nie dość że nie do przej­ścia, to jesz­cze tra­dy­cyj­nie naj­lep­sza w lidze. Pomoc? Naj­lep­sze skrzy­dła w Euro­pie. Śro­dek i kre­atyw­ny, i dobry w odbio­rze, a zwień­cze­nie: atak marzeń. -Jak­by tego mało było — kom­plet­na i wyrów­na­na ław­ka rezer­wo­wych. Panie i Pano­wie — poszu­ki­wa­nia zakoń­czo­ne — zna­lazł się Zespół, któ­ry posia­da wszyst­ko — nie tyl­ko galak­tycz­ne gwiaz­dy, nie tyl­ko fan­ta­stycz­ną jed­ną for­ma­cję, nie tyl­ko ambi­cję i wyrów­na­ny skład, ale dopraw­dy per­fek­cyj­nych gra­czy, two­rzą­cych for­ma­cje marzeń, takie, jakich nie było jesz­cze w tym klu­bie nigdy. Mamy więc muro­wa­ne­go pew­nia­ka do tytu­łu, przy­szłe­go zwy­cięz­cę Ligii Mistrzów! Bie­gnij­my co tchu do buk­ma­che­rów, sta­wiaj­my na Valen­cię, bowiem wszyst­ko wska­zu­je na to, że to wła­śnie przy­szły mistrz, a prze­cież wszyst­ko mylić się nie może! Stop. Wróć. A może to nie tak? Liga wyrów­na­na, rywa­le sil­ni, odejdź­my na moment od lek­tu­ry tego tek­stu, zwe­ry­fi­kuj­my go z tym, co moż­na zoba­czyć na ligo­wych boiskach.</div>

Bram­karz… No, zale­ży któ­ry. Ten tra­dy­cyj­ny, coś ostat­nio nie taki znów pew­ny, zda­rzy się, że tu i ówdzie pił­ka mu z rąk wyle­ci, mniej­szy pro­blem jak pod nogi wła­snych pił­ka­rzy, więk­szy — jeśli będą to dol­ne koń­czy­ny rywa­li. Może nawet słusz­nie zro­bił, że się nacią­gnął, robiąc miej­sce nowo spro­wa­dzo­ne­mu. Obro­na… Nie­eee, tutaj chy­ba nie ma się do cze­go przy­cze­pić… Choć w zasa­dzie… do tego mono­li­tu nie do przej­ścia dosyć dale­ko… Defen­so­rzy groź­ni dla napast­ni­ków rywa­li, bywa­ją i groź­ni dla wła­sne­go bram­ka­rza; zda­rzy się jakaś nie­uda­na pułap­ka ofsaj­do­wa, jakiś dziw­ny faul pod wła­sną bram­ką, czy dosyć łatwa stra­ta. No i to cho­ler­ne roz­ko­ja­rze­nie! Może snu za mało? Bo przy­sy­pia­nie na boisku zda­rza się nad wyraz czę­sto. I to włą­cza­nie się bocz­nych obroń­ców, też nie wyglą­da tak ład­nie, jak w spo­tka­niach repre­zen­ta­cji naro­do­wych… No ale cóż, zostaw­my już tych nie­szczę­śli­wych defen­so­rów, przejdź­my tro­chę do przo­du, być może tutaj znaj­dzie­my rekom­pen­sa­tę man­ka­men­tów obro­ny. A więc pomoc. Pomoc? Naj­lep­sze skrzy­dła w lidze, kre­atyw­ny śro­dek, roz­gry­wa­nie, dokład­ne wrzut­ki, strza­ły na bram­kę, stop! Nie do koń­ca. Naj­lep­sze skrzy­dła w Euro­pie, to w szpi­ta­lu bądź bez for­my, a napręd­ce stwo­rzo­ne zastęp­cze, lepiej się czu­ją w ata­ku, niż z boku boiska. Śro­dek… Chy­ba win­no się tam pła­cić zawod­ni­kom ade­kwat­nie do prze­bie­gnię­tych metrów, bo sto­ją­cy przez więk­szość spo­tka­nia śro­dek pola, nie jest czymś zbyt chlub­nym. No tak, sto­ją bo sto­ją, ale za to roz­gry­wa­nie!… Że jakie roz­gry­wa­nie?! Bez­u­stan­nych strat pił­ki w środ­ku i nie­cel­nych podań, roz­gry­wa­niem nazwać nie moż­na. Kto ma z resz­tą roz­gry­wać? Pod­sta­rza­ły Bara­ja, poła­ma­ny Edu, czy może nowy, trosz­kę jed­nak mało ruchli­wy i nie­uży­tecz­ny crack Fer­nan­des? Upa­try­wa­nie w któ­rym­kol­wiek z nich zbaw­cy zespo­łu, przy­po­mi­na wiecz­ne ocze­ki­wa­nie na koniec świa­ta człon­ków nie­któ­rych sekt — cią­gle się prze­cią­ga, choć wma­wia się nam, że to pew­nik. No ale prze­cież zosta­je atak marzeń! Już nawet ludzie, któ­rzy Valen­cię do nie­daw­na koja­rzy­li w naj­lep­szym wypad­ku tyl­ko z Men­die­tą czy Beni­te­zem, eks­cy­tu­ją się Vil­lą i Morien­te­sem w skła­dzie, uwa­ża­jąc ich za dwie zabój­czo sku­tecz­ne maszyn­ki do strze­la­nia bra­mek. Coś te maszyn­ki jed­nak z róż­nych zapew­ne wzglę­dów tych bra­mek tyle nie zdo­by­wa­ją, a zda­rza się, że lep­szą sku­tecz­no­ścią szczy­cić się mogą napast­ni­cy dru­żyn, uwa­ża­nych co naj­wy­żej za prze­cięt­ne…

Mamy więc prze­wa­gę nad rywa­la­mi, cóż z tego, że jedy­nie ste­reo­ty­po­wą. Jeśli zbie­rze­my tra­dy­cyj­ne zale­ty i wady przy­pi­sy­wa­ne poszcze­gól­nym zespo­łom, prze­wa­gę nad rywa­la­mi mamy nie byle jaką. Cóż, kie­dy to pił­ka­rze, nie ste­reo­ty­py pił­kę kopią… Suche i puste sfor­mu­ło­wa­nia nie doda­dzą nam punk­tów, tak samo jak duma i zaśle­pie­nie we wła­sne moż­li­wo­ści…

1)Tak to więc wyglą­da w rze­czy­wi­sto­ści? Ist­nie­je jakaś dro­ga ratun­ku? Dro­gą do ratun­ku, może być uświa­do­mie­nie sobie przede wszyst­kim przez samych pił­ka­rzy, że bez zaan­ga­żo­wa­nia w grę, to wal­czyć moż­na ale o Tro­feo Naran­ja, a nie w lidze czy euro­pej­skich pucha­rach. Dro­gą do ratun­ku może też być wyko­rzy­sty­wa­nie mło­dych i głod­nych gry pił­ka­rzy — jak Ste­phen „Sun­ny” Sun­day na ów przy­kład, aby uświa­do­mić wszyst­kim, że sła­ba gra ozna­czać będzie ław­kę lub try­bu­ny, a nie pierw­szy skład i lep­sze kon­trak­ty. Zawod­ni­ków będą­cych kla­są samą w sobie, mogą­cych być wyznacz­ni­kiem pew­nych świa­to­wych stan­dar­dów mamy — jak choć­by Vil­la, Silva czy Albiol. U pro­gu wiel­kiej karie­ry stoi Sun­ny, Joaqu­in potra­fi roze­grać wspa­nia­łe spo­tka­nie, by potem być nie­wi­docz­nym w dwóch meczach… Musi­my z olbrzy­mim zaan­ga­żo­wa­niem i chę­cią gry pod­cho­dzić do każ­dej kon­fron­ta­cji — widzie­li­śmy, co benia­mi­nek z Val­la­do­lid ambi­cją, peł­nym wkła­dem w grę i cią­głym bie­ga­niu po boisku robił z galak­tycz­nym Realem… Mię­dzy inny­mi tego nam dziś bra­ku­je, i tego naj­bar­dziej wycze­ku­ję…

 

1)Począt­ko­wo mia­ło być bez powyż­szych, trosz­kę już offto­po­wych reflek­sji, ale chy­ba było­by to nie­spra­wie­dli­we w sto­sun­ku do zespo­łu i ostat­niej sła­bej gry, któ­ra wzbu­dzi­ła te nie­przy­jem­ne reflek­sje, a któ­rych przy­czyn jed­nak moż­na upa­try­wać w wie­lu fak­tach.