Wyklęci Anty — Joaquin’iści

Popeł­ni­łem zbrod­nię, bodaj­że naj­więk­szą z moż­li­wych. Wespół z redak­cyj­nym kole­gą — mz ośmie­li­łem się spoj­rzeć praw­dzie w oczy i przy­znać wszem i wobec, iż Joaqu­in ma za sobą nie­uda­ny sezon. Nie zdzi­wię się, jeśli jutro me zdję­cie tra­fi na pierw­sze stro­ny gazet, a za mą gło­wę zosta­nie wyzna­czo­na spo­ra kwo­ta. Cał­kiem moż­li­we, iż moja kamie­ni­ca pój­dzie z dymem, pod­pa­lo­na przez roz­wście­czo­nych fanów Hoaki­na.

Pol­ska to wol­ne pań­stwo, któ­re­go kon­sty­tu­cja gwa­ran­tu­je oby­wa­te­lom wol­ność sło­wa. Oka­zu­je się jed­nak, że są świę­te kro­wy — jak rze­czo­ny Joaqu­in — o któ­rych złe­go sło­wa bez­kar­nie powie­dzieć nie moż­na. Zro­zu­miał­bym jesz­cze, gdy­bym mówił to po pro­stu wbrew praw­dzie, zło­śli­wie, ale mam jed­nak do sie­bie to, że postrze­gam grę pił­ka­rzy tak obiek­tyw­nie jak się da. I burzy się we mnie krew, gdy czy­tam, że Joaqu­in to crack nad crac­ka­mi, któ­ry w tym sezo­nie grał o wie­le lepiej niż cham, pedał i pro­stak Angu­lo jest naszym naj­lep­szym zawod­ni­kiem. Bo i takich opi­nii nie bra­ku­je.

Oczy­wi­ście sta­ra­łem się. Sta­ra­łem się cały czas być obiek­tyw­nym i nawet pró­bo­wa­łem zro­zu­mieć Joaqu­ina. Nie­ste­ty nikt nie potra­fił podać cho­ciaż jed­ne­go sen­sow­ne­go uza­sad­nie­nia jego wyjąt­ko­wo sła­bej for­my. Cią­gle tyl­ko sły­sza­łem jakieś nie mają­ce sen­su pier­do­ły o kło­po­tach z akli­ma­ty­za­cją, co jest naj­więk­szą w świe­cie bred­nią, pro­ble­ma­mi z psy­chi­ką, stre­sem zwią­za­nym z kwo­tą za jaką przy­szedł, itp itd. Tak, tak She­vhen­ko nie pora­dził sobie w Chel­sea, ale on aku­rat miał kło­po­ty z akli­ma­ty­za­cją. Trze­ba w koń­cu spoj­rzeć praw­dzie w oczy i powie­dzieć “Joaqu­in grał sła­bo w tym sezo­nie”, ale oczy­wi­ście tak nie będzie. Mar­cin będzie be, bo ośmie­lił się skry­ty­ko­wać wiel­kie­go Joaqu­ina. Zosta­nę posta­wio­ny przed sądem bez pra­wa do adwo­ka­ta i zosta­nę ska­za­ny na śmierć bez pra­wa obro­ny. Ale nawet cze­ka­jąc na roz­strze­la­nie nie powiem “Amunt Joaqu­in” — nie powiem tego tak dłu­go, aż Ximo sobie na to zasłu­ży. Tłu­ma­cze­nie Ximo klą­twą (swo­ją dro­gą bar­dzo pomy­sło­wy tekst — chy­lę czo­ła przed Łuka­szem) też do mnie nie prze­ma­wia — po pro­stu wyro­słem z takich bajek i nie wie­rzę w zja­wi­ska para­nor­mal­ne w prze­ci­wień­stwie co do nie­któ­rych (nie mam na myśli Ule), ale to ich pro­blem, dośc poważ­ny pro­blem. Ale to nie ja muszę iść do psy­chia­try, więc się nie przej­mu­ję.

Pona­rze­ka­łem, pona­rze­ka­łem… Jestem Anty — Joaquin’istą, choć nigdy nie wrzu­ca­łem bez pod­staw nasze­mu pra­wo­skrzy­dło­we­mu. Ci, któ­rzy prze­czy­ta­ją ten tekst utwier­dzą się w prze­ko­na­niu, iż według mnie “nie ma gor­sze­go od nasze­go pra­wo­skrzy­dło­we­go”. Cóż sądź­cie sobie i tak, choć kto mnie zna ten wie, że nie jestem anty wobec żad­ne­go Valen­cia­ni­sty. Wiem, że po prze­czy­ta­niu tych kil­ku zdań taj­ne służ­by FBICIA będą mnie szu­kać ze zdwo­jo­nym wysił­kiem, bym w koń­cu sta­nął przed 24 — godzin­nym sądem i został ska­za­ny na śmierć za zbesz­czesz­cze­nie dobre­go imie­nia Joaqu­ina. Bywa i tak, przed śmier­cią mogę jedy­nie powie­dzieć “Tra­dy­cji tej zmie­nić nic nie jest w sta­nie, Joaqu­in mier­dą był, jest i pozo­sta­nie”, jed­nak gotów jestem pochwa­lić go, jeśli w koń­cu zagra tak, jak tego od nie­go ocze­ku­ję. Koń­czę moje wypo­ci­ny i chy­ba… żegnam się ze świa­tem. Szko­da, że mnie będzie­cie pamię­tać jako tego, któ­ry ośmie­lił się na pro­fa­na­cję uświę­co­ne­go imie­nia Joaqu­ina ale i tak bywa.

PS. Kto chce zostać przy­ję­tym do nasze­go taj­ne­go, pod­ziem­ne­go sto­wa­rzy­sze­nia musi się zwró­cić z proś­bą do kapła­nów — prze­wod­ni­ków Anty — Joaqu­in’ istów. Wszyst­kie kan­dy­da­tu­ry zosta­ną dokład­nie zana­li­zo­wa­ne.