Śmiech mnie ogarnia, gdy w komentarzach czytam pochwały pod adresem Joaquina, bądź zarzuty dotyczące naszego (to jest redakcyjnego) grona, które zdaniem wielu „kibiców” uwzięło się na Ximo. Jakie było oburzenie, gdy ex-zawodnik Betisu bezsprzecznie został przez nas uznany największym rozczarowaniem sezonu. Nawet nie wiem, czy mam się jeszcze śmiać, czy lepiej płakać nad postrzeganiem futbolu poprzez co niektóre osoby. Wychowani na szmatławcach i codziennych brukowcach znawcy futbolu nie potrafią zrozumieć, że Hoakim jak na razie okazał się jedynie obciążeniem i tak już niewysokiego budżetu Nietoperzy.
„Fenomenalny” skrzydłowy, idol nastolatek kosztował Valencię aż 25 milionów euro i jest to najwyższa w historii kwota przeznaczona przez klub na zakup piłkarza. Wydawało się, że tak drogi piłkarz pokaże swą klasę i udowodni, iż wart był chociaż połowy wymienionej kwoty. A jakże udowodnił. W 47 meczach strzelił aż 5 bramek i zanotował 7 asyst. W La Liga jego średnia wyglądała jeszcze bardziej okazale. W 35 spotkaniach strzelił wszystkie z 5 bramek i zanotował ni mniej, ni więcej niż 4 asysty. Te osiągnięcia nie mogły zostać niezauważone. Już dziś nie brakuje głosów, iż jest on najlepszym transferem w historii klubu. Dla porównania wiecznie kontuzjowany Vicente, który wystąpił w zaledwie 25 spotkaniach strzelił raptem jednego gola mniej. Mało?
Zwolennicy wielkiego i wspaniałego Hoakima jego słabą dyspozycję przez pierwsze 8 miesięcy tłumaczyli natomiast tym, iż musiał się on zaadaptować w nowej drużynie. Szkoda tylko, że ta adaptacja trwała prawie cały sezon. Dla porównania David Villa, David Silva czy Fernando Morientes, których sprowadzenie łącznie nie było tak kosztowne jak kupno drewniaka z Betisu wymiatali już od pierwszej kolejki. Villa w pierwszym sezonie do końca walczył o Pichichi, El Mora i Silva w tym prezentowali się bardzo dobrze. Jedynie Hoakim nie potrafił się odnaleźć w nowej drużynie i zamiast pomagać jej w osiąganiu sukcesów, był 12 zawodnikiem drużyny przeciwnej, kiedy to w trakcie swoich dryblingów gubił piłkę i rozpoczynał kontratak przeciwnika. A odrodził się dopiero wtedy, kiedy Nietoperze już i tak o nic nie walczyły, ponieważ w lidze szanse na mistrzostwo zostały pogrzebane, a z Champions League odpadliśmy, czemu wydatnie przyczynił się znany nam skądinąd Ximo. Wystarczyły jednak dwie bramki w nic nie znaczącym spotkaniu, by ten zawodnik powrócił na usta kibiców, którzy za jego sprowadzenie do Ches gotowi byli dawać na mszę niedzielną w kościele.
Wiem, że pewnie zostanę zbluzgany przez Ximo-maniaków, którzy za swojego pupilka gotowi są bić się na śmierć i życie, jednak mam to w dupie. Po prostu żal mi serce ściska, gdy widzę, co bulwarowa prasa robi z naszym społeczeństwem. Najlepszy dla nas jest nie ten piłkarz, który dobrze gra, tylko ten, co zrobi jeden, nawet nieudany, lecz nowy zwód. W nowej ankiecie, gdzie głosujemy na piłkarza roku Hoakim zbiera kolejne głosy. Pytam się: za co? Czy nikt inny nie widzi, że to drewno, które w tym sezonie zawiodło najbardziej? Na szczęście nie jestem sam i to dodaje mi otuchy. Są jeszcze ludzie, którzy doceniają Angulo za serce do gry, Silvę i Villę za umiejętności, a nie jakiegoś Ksimo za to, iż zajmuje pierwsze strony czasopism dla kobiet. Pamiętam Tapczana, jak przed sezonem mówił, iż jeszcze będziemy żałować sprowadzenia „gwiazdy” z Sevilli – wtedy jeszcze w to nie wierzyłem, jednak na szczęście w porę przejrzałem na oczy i teraz nie kompromituję się tłumacząc ludziom jak dobrym piłkarzem jest Hoakim i jak wspaniałym transferem się okazał. Mogę za to z podniesioną głową i pewny swego przekonywać innych, że nie ma lepszego sposobu na zmarnowanie milionów euro niż angaż Ksimo. Jedyną nadzieją na lepszą przyszłość jest to, iż przy adaptacji w nowym klubie najgorsze jest pierwsze 50 lat. Później pójdzie jak z płatka. A więc moje wnuki mają szansę doczekać się Joaquina, który będzie czołową postacią Los Ches.